Duża przywalona sesją egzaminacyjną zakopała wątek w czeluściach miau. Czas się nieco poprawić..
U nas przez ten czas:
- po pierwsze: przerobiłyśmy spanikowanie Dużej że kot się poczęstował dekoracją od imieninowego kwiatka. Duża raz zapomniała wychodząc sprzątnąć owego kwiatka poza koci zasięg, to miała za swoje. Kot zaczął AKURAT WTEDY mniej jeść, bardziej rozkładać sobie na porcje, mniej kuwetkować... Skończyło się na telefonicznym zawracaniu głowy Ani CC

z pytaniem "czy to może być to". Na szczęście tylko na tym, ufff. Obecnie spożycia i efektów spożycia

ci u nas raczej dostatek, chociaż kot cokolwiek zwybredniał i jak się okazuje jest chyba lekkim jedzeniowym meteopatą (być może ta meteopatia wystąpiła też wtedy kiedy tak spanikowałam... ). A duża stwierdza że żadnych kwiatków z dekoracjami w okolicy, żadnych grubych reklamówek w kocim zasięgu...
W rezultacie rozmawiamy sobie z moją Mamą na temat kociej konsumpcji - jeśli Lizunia tu i Mysia tam tego samego dnia jedzą mniej, to znaczy że to raczej wpływ pogody i raczej można się nie stresować
- po drugie: Kicia po wyczyszczeniu ząbków stała się bardziej przytulasta i mniej zębata względem mnie, czyli weterynaria czyni cuda

Aczkolwiek obawiam się, że "mam broń i nie zawaham się jej użyć" nadal jest chyba Lizuniową dewizą życiową...
- stał się cud kolejny: zostałam udeptana. Bardzie może to zasługa "pęczkowanej" włóczki w swetrze, ale... już ze dwa razy oparły się na mnie przednie łapki i porobiły ciasta

- kot zaczyna wymagać jedzenia z dodatkiem witaminy M. Przykład - duża poszła do pracy na cały długi dzień. Wieczorem wraca... kot zjadł troszkę i więcej nie chce. No więc duża znowu przestraszona co jest......

Położyłyśmy się na troszkę, Kicia się przytuliła, pomruczała... A potem w kuchni jeden spodek żarełka, drugi spodek..............
- kot czasami baaardzo wymaga jedzenia w ogóle: wczoraj dostałam z łapy, i zdaje się że chodziło o to że nie szłam teraz już zaraz do kuchni włożyć
tej dobrej saszetki (jakieś "niedobre" żarełko zdaje się stało) tylko rozmawiałam przez telefon....
- jak dużej nie ma dłużej:
pooooooobaw się ze mną! Po powrocie z 24-godzinnej włóczęgi i nakarmieniu kota duża pokręciła się po domu i usiadła przy kompie, bo roboty ma około mnóstwo. Kocia siadła na podłodze i paaaaatrzy.
Pobaw się ze mną, tyle cię nie było.... A kiedyś odbyło się skakanie do mojej ręki z pacaniem bezpazurkowym, też chyba w tym samym celu.....
- jak duża ma długotrwałego gościa:
co te ludzie będą siedzieć i się mną nie zajmować - będę sobie drapać w drzwi albo w szafę ile mogę (dłuuuuugo mogę) to się zajmą MNĄ, a nie sobą!!!
- zabawy są już na całego. Kiedyś mi się wydawało że Lizunia nie umie uskuteczniać kopania "zdobyczy". Umie, i to jak
Fotki jutro
