czekamy na rozwój sytuacji w kwestii Karo...
tymczasem zaś przydarzyła nam się kocia "wpadka" - śmieję się dlatego, ze tym razem zajęcie łazienki nie było planowe
a przyczyniła się do niego banda wyrostków płci męskiej - i wcale nie w taki sposób, w jaki można byłoby się spodziewać w pierwszej chwili

otóż w sobotni wieczór śliczna pryszczata trójeczka lat na oko 15 kłębiła się pod wejściem do klatki, usiłując przypomnieć sobie nr domofonu koleżanki jakiejś

. wchodząc do klatki wpuściłyśmy automatycznie towarzystwo, które przepełzło za nami nie bacząc na moje niechętne a marsowe spojrzenia (zapewniam, potrafię paskudnie spojrzeć, odporni byli jacyś).
do windy idzie się obok zejścia do piwnicy - i nagle słyszę za plecami "o jaki ładny kotek". hm. uznałam, ze mi się przesłyszało, bo młodziez niewyraźnie bulgocze... w windzie też coś tam sobie bulgotali, ale się zamyśliłam, nie słyszałam, tymczasem kiedy wysiadłyśmy na naszym piętrze tanita ni to stwierdziła, ni zapytała "to co, idziemy zobaczyć co to za kotek?". upewniwszy się, że jej zdaniem młodzież bulgotała o małym kotku złapałam za transporter i klucze do piwnicy, tanita za whiskasa i poleciałysmy.
owszem, siedziało za kratą. owszem, było małe, jakieś 2-3 miesiące. owszem, zerkało ciekawie, ale dało chodu w dół i tyle go widziałysmy. zlokalizowałyśmy piwnicę, gdzie zwiało, ale na whiskasika nwet wąsa wychylić nie chciało, o wejściu do transportera nie mówiąc...
w niedzielę zaalarmowałyśmy znajoma karmicielkę, która dzielnie przybyła na plac boju (my niestety byłyśmy poza domem dzień cały), odłowiła małeczarne, stwierdziła istnienie co najmniej dwójki rodzeństwa i zlokalizowała dwie na oko mamusie. dziś wieczorem kontynuacja łapanki, co zmobilizowało mnie do podjęcia działań długofalowych - wytniemy wreszcie to towarzystwo piwniczne, boć to wstyd, że takie mafijne miauowiczki coś płodnego w piwnicy ciagle mają...
trzymajcie kciuki za te co-najmniej-dwa, żeby się szybko złapały.
i za oswajanie, bo małeczarne jest chwilowo dziczą strasznie przerażoną.