Dziewczyny, dziękuję Wam wszystkim serdecznie za chęć pomocy i ciepłe słowa
W tym mieszkaniu mam już naprawde niewiele czasu, myślę, że max 2 miesiące. Trudno mi to określić dokładnie, bo niestety już właściwie ex tz nie jest osobą, z którą można coś na poważnie ustalić.
Poza tym to mieszkanie jest formalnie jego rodziców (którzy od początku nie darzyli mnie wielką sympatią) i oni chcą to mieszkanie jak najszybciej sprzedać (po jego przeprowadzce do nowego mieszkania, a to już naprawde niedługo).
Długo próbowałam znaleźć coś sama, naprawde nie umiem i wstydzę się prosic o pomoc, ale ani moje, ani mojej mamy próby nic jak dotąd nie przyniosły

dlatego właśnie ten wątek, ja już naprawde nie wiem co mogę z nimi zrobić

próbowałysmy znaleźć coś wśród znajomych, próbowałyśmy znaleźć jakiś ogródek działkowy do kupienia niedrogo, niestety nic nie wyszło.
Dziewczyny, najgorsze jest to, ze tutaj, na tym osiedlu naprawde nikt oprócz mnie tym kotom nie pomaga

Karmie je już te kilka lat codziennie i musiałabym spotkać choć raz kogoś, kto by im pomagał. I nikogo w okolicy nie ma, próbowałam już znaleźć innych karmicieli, zeby z kimś się dogadać
Koty tak naprawde muszą stąd zniknąć, bo przecież ten balkon przestanie być ich azylem, szczególnie w momencie, gdy mieszkanie zostanie sprzedane

prześladuje mnie myśl, ze one pewnego dnia przyjdą i nic na nim nie będzie.
Te koty są tak naprawde moje, tyle tylko, ze one są po drugiej stronie okna, po tej gorszej. One wiedzą, o której wracam z pracy, już czekają na mnie na parapecie, jak widzą zapalone swiatło w kuchni, to zaraz pojawia się któraś mordka, czekająca na coś dobrego.
Codziennie wieczorem, gdy wychodzę karmić w to drugie miejsce, to koty na mnie czekają, biegną kilka kroków przede mną i patrzą, czy na pewno idę, jak zdarza mi się iść najpierw ze śmieciami, to idziemy sobie razem.
Uzależniłam je od siebie w 100%
To dla nich nigdzie nie wyjeżdzam, nawet na 1 dzień, bo wiem, ze ich nikt nie nakarmi, i naprawde przez ten cały czas jestem u nich codziennie, cokolwiek by się nie działo.
Udało mi się stąd wyłapać i zabezpieczyć jak dotąd ok. 20 kotów, częśc jest u mnie, część ma domy, część umarła, ale w tym momencie nie mam co poprostu zrobic z resztą
Niestety, wydaje mi się, ze w tym momencie nie mam już czasu na to, by znów próbować znaleźć kogoś na miejscu, tym bardziej, ze musiałby byc to ktoś, komu można zaufać, kogo byłabym pewna, że o nie zadba.
Uratowałoby nas jakieś miejsce/miejsca, gdzie koty mogły te kika miesiecy pomieszkać. Nie wiem, może płatne DT by sie znalazły? tak, jak pisałam, rozmawiałyśmy z mamą na ten temat i zadeklarujemy dla każdego kota określoną sumę na czas pobytu, nie wiem czy będzie nas stać na pokrycie 100% kosztów, ale naprawde nie chcę nikomu tych kotów podrzucić i umyc rąk
Mogę podpisać z każdym umowę, zobowiązanie do odebrania kotów w określonym czasie i wpłacania określonej kwoty.
Myslę, ze realnym czasem, gdy mogłabym je zabrać jest jesień/zima tego roku, po prostu wiadomo, jak to nad morzem, lato jest szansą do zarobienia jakiejs sumy pieniędzy i muszę ten czas wykorzystać w 200%, by zapewnic nam jakiś początek i zacząć wszystko stabilizować.
Bardzo Wszystkich proszę, to jest 9 kotów, gdyby znalazło się 9 osób, które mogą wziać po 1 kocie na ten czas...? Jestem w stanie wszystkie koty zawieźć gdzie będzie trzeba, wszystko byle tylko były bezpieczne na ten czas.
Ja naprawde, mimo najszczerszych chęći nie jestem w stanie ich teraz wszystkich wziać ze sobą, bo nie mam dokąd. Biore 7 kotów, mama ma 4, czeka nas jeszcze połączenie dwóch zupełnie obcych kocich stadek, stres z przeprowadzką, moje białaczkowce, to nie będzie wszsytko łatwe, ale z tym jakoś sobie poradzę.
Dla tej 9 muszę cos tam na miejscu przygotować, a nie mogę tego zrobić dopóki jestem tutaj. A tutaj jestem, bo one tu są. I tak sie wszystko zamyka
