No i z wieści Mecenasowych!
Kiedy Pani Gosia przekroczyła próg naszego domu, zademonstrowałyśmy jej Mecenasa w całej krasie.
Pani Gosia sprytnie wyciągnęła z torebki jakieś kocie smakołyki - kontakt natychmiast został nawiązany. Mecenas jadł z ręki Pańci, jakby… w ogóle nigdy nic nie jadł…
Podczas rozmowy Mecio przebywał z nami w jednym pokoju, to pod stołem, to wskoczył na kanapę, przysiadłszy obok Pani Gosi, to chciał skosztować ciasta ze stołu, które ze sobą przywiozła …
Na pierwszy kontakt naprawdę dobrze.
Ustaliłyśmy, że to, co Mecek ma za uchem, to może być… świerzb. Bo faktycznie ten placek ani się nie rozrasta i nigdzie indziej nie ma żadnych ognisk. A weterynarz zaszczepił go profilaktycznie na grzybka… I nic, a nic nie zasugerował, ż e to mógłby być świerzb…
Dlatego też i Mecek i Frania pójdą do weta z nowym tygodniem.
Mecenas dzielnie zniósł podróż, tylko z początku pomiaukując cichym głosem, potem zwinął się w kłębek i zasnął.
Po otwarciu kontenera, w domu, wyszedł „na pokoje”, zwiedził kąty i odkrył miseczki z jedzeniem. Wyczyścił wszystko, łącznie z porcją Frani. Frania bardzo przyjazna, chodzi za nim, przymila się zaczepia łapką, ale no niestety Mecenas na nią warczy i buczy.
Oczywiście to nie dziwne – taka zmiana! Nowe miejsce, nowy człowiek i…kot.
Ale ów kotek jest pięciomiesięczną, bardzo pogodną, radosną koteczką bez tak zwanych kompleksów.
No i mamy nadzieję, że się Mecenas z Franią dogadają…
Tu Mecio przed samym wyjazdem, zapakowany do kontenerka:

A tu Frania - głaski dla koteczki

Przesyłamy także pozdrowienia z domku dla Was wszystkich, którym nie jest obojętny koci los
Specjalne pozdrowienia dla Pani Urszuli z Katowic i jej męża
Mecusiu bądź szczęśliwy w swoim domku
i bądź dobry braciszkiem dla Frani
