» Sob lut 27, 2010 15:36
Re: S.K.Niekochane-XIII-schroniskotki czekają..
Obawiam się, że przeżywam właśnie osobisty kryzys i sądzę, że mój dom jako DT stanął pod wielkim znakiem zapytania. Myślę, że się do tego nie nadaję. Nie mam wystarczającej cierpliwości, spokoju, opanowania i tolerancji wobec potencjalnych bądź aktualnych DS i nie mam stanowczości i determinacji wobec siebie samej i znoszenia wszelkich przykrości i upokorzeń. Kiedy dzieje się to na tle własnych problemów, które akurat narastają - mam dość.
Miałam dzisiaj bardzo przykry dzień i powiem Wam o tym tylko dlatego, że będzie ciąg dalszy tej sprawy i jakoś to muszę, mam nadzieję z Waszą pomocą ogarnąć.
Postanowiłam odebrać Puszka od niesprawdzającego się i moim zdaniem kompletnie nieodpowiedniego, nieprzygotowanego do roli kociego opiekuna DS. Następnie miałam się skontaktować z chłopakiem zainteresowanych adopcją. Sprawy się jednak bardzo skomplikowały.
Zadzwoniwszy do Puszka, dowiedziałam się, że jest chory. Wczoraj zaczął sikać krwią i pani pojechała z nim do weta. Podobno to jakieś zatkane kanaliki co się zdaża u kastratów. Nie znam się, naprawdę nie umiem tego zweryfikować, ale ufam, że lekarz się zna. Puszek dostał antybiotyk, który pani mu podaje i jakby było jutro nie tak, to ma pojechac z nim znów, tak się umówiła. Kuracja ma być do wtorku. Adopcja automatycznie odpadła. Ja prawdopodobnie (bo pewności nadal cholera nie mam) we wtorek pójde do szpitala. Nie byłam w stanie dogadać się z kobietą co z kotem będzie. W trakcie przydługiej rozmowy w połowie bezsensownej, dowiedziałam się, że jestem kombinatorką (bo nie chcę przyjąć kota, a taka była umowa), oszustką (bo kot nie jest taki jak w ogłoszeniu - miły, tylko jest złośliwy, sika i w dodatku zachorował), nieodpowiedzialną (bo stwierdziłam, żeby go przywiozła dzisiaj, bo dziś to jeszcze coś może wymyślę, a we wtorek, już nie), dziecinną (bo uważam, że kota się nie tresuje, nie przegania, nie krzyczy) i że powinnam sie leczyć na głowę. Ona go wyleczy. No i chwala jej za to, ale jak zapytałam, czy z oddaniem poczeka do mojego powrotu powiedziała, że nie. Pytam więc co zrobi... wkurzona odparła, że skoro tak, to ona już z nim jedzie. Po godzinie nie doczekawszy się nikogo, wysłałam smsa. Zadzwoniła... usłyszałam jeszcze raz powyższe... że ona go nie przywiezie, bo jest chory i mam go zabrać jak wrócę ze szpitala. Reszty dopowiedzieć nie pozwoliłam i wyłączyłam się. Nie życzę wrogowi takiej sytuacji. Tyle dobrze, że faktycznie wobec kota zachowała się jak należy w chorobie.
Mam nadzieję, że jakaś dobra dusza za jakieś dwa tygodnie najdalej pomoże mi w odebraniu Puszka, bo sama bym mogła dopuścić się czynów karalnych. Może wcześniej znajdzie się jakiś tymczas... może dom... ale i tak najpierw trzeba będzie zweryfikować zdrowie Puszka. Na dziś dzień nie mam siły, ochoty i motywacji. Schronisko, akcje, transport, grosik - tak... DT, adopcje - nie, wybaczcie.