A-Prima pisze:No bo już mnie oskarżyliście- wyszło na to, że jestem pozbawiona uczuć i kompletnie nieodpowiedzialną osobą.
Ależ A-Primo, kto Cię oskarża? Nic takiego nie widziałam, a siedzę przed kompem w okularach...
Szansa, że Prima choruje na wściekliznę jest zerowa. Przecież nie zetknęła się ze zwierzęciem chorym na wściekliznę. Trzeba dobrze wydezynfekować ugryzione miejsca i to w zupełności wystarczy.
Kiedyś mój pies musiał być na obserwacji (zerwał zapięcie smyczy rzucając się na upośledzonego umysłowo faceta, który od kilku dni machał kijem w jego stronę). Obserwacja wyglądała tak, że codziennie chodziłam do weta, pies dostawał miskę z wodą i łapczywie tę wodę wypijał. Specjalnie rano go nie poiłam, żeby wet wyraźnie widział, że pies jest zdrowy. Z kotem taki numer chyba nie przejdzie, bo kot nie pije na zawołanie. Po stresie, który kotunia przeżyła, miałaby siedzieć w klatce u weta? No bez przesady.
A-Primo, zawsze byłam przeciwko zwrotom z adopcji. Uważałam je za dowód braku odpowiedzialności adoptującego. Po przeczytaniu Twoich postów stwierdziłam, że zrobiłaś to, co najlepsze dla kotuni. Postarałaś się - Prima miała wszystko, co potrzebne kotu do szczęścia. Nie tylko świetną Dużą, ale i empatycznego kota, który również robił co mógł, żeby pomóc kotuni. Stworzyłaś super warunki, ale Prima zaufała tylko jednej osobie, więc ta adopcja nie mogła się udać. Właśnie rezygnacja z zatrzymywanie Primy na siłę jest dowodem ogromnego poczucia odpowiedzialności za kota. Pozdrawiam Cię gorąco
