jessi74 pisze:kotki z pod NFZ przyzwyczajają się do klatki i wczoraj prawie do niej weszły, wczoraj łapała pani Zosia z Magdą, nie zastrzasnęły klatki żeby kici upewniły się że można zjeść i wyjść, następnym razem powinno się już udać

mała korekta

kotki nie "prawie" weszły, tylko obydwa wchodziły do klatki i wychodziły po kilka razy bez najmniejszego problemu. Postęp jest ogromny! (i w naszym i w ich wypadku

). Na początku szybko łapały żarcie i zwiewały na zewnątrz żeby pożreć swoją zdobycz. One są szybsze od światła i jak chcemy je dorwać to pewnie będzie tylko jedna okazja i trzeba zrobić tak, żeby się udało za pierwszym razem, bo potem znów będą spłoszone (trochę to nieskładne, ale mam tylko chwile - w każdym razie jak już raz pociągniemy za sznurek a one uciekną, to potem będzie problem). Dlatego postanowiłam z Panią Zosią, że przyzwyczaimy je, żeby sobie spokojnie jadły w klatce, żeby można było podejść jak najbliżej (krótszy sznurek = szybszy "czas reakcji" opadającej klapki

). I wiecie co? udało się. Kotka jeszcze ciut nieufnie się zachowuje w środku, ale kocur nie ma z tym żadnego problemu - wchodzi je i nawet można powoli podchodzić jak jest w klatce - mi się udało zbliżyć na ok. 2 metry. Myślę, że powtórzymy taką akcję jeszcze raz, góra dwa i powinno się udać złapać dwa ostatnie przy NFZ (biało-czarnego z ul. Ciepłej wczoraj nie łapałyśmy).
PS. zapomniałam dodać, że surowa pierś z kurczaka chyba tak dodała im odwagi... a ja się pozbawiłam obiadu
