oby, trzymamy kciuki. Ja wymacałam Morfeuszowi wielki guz , który dziwnie pękał i sączyła się krew , przerażona gnałam do weta a to był spory śrutowy "nabój" tuż za uchem, otorbiony i jakby otoczony tkanką.
Dyzio to kot rottweiler, psy atakuje, nigdy sama nie jeżdżę do lekarza, bo zanim zostanie zapakowany to czasem chce ugryźć, nie mówiąc o razach jakie rozdaje, a u lekarza to już jazda na całego... ostatnio do pobrania krwi był usypiany... rozpieściłam go, robił co chciał długie lata, miał 2 tyg. jak znaleźliśmy go na śmietniku... a tak w ogóle to kiciuś kochany
cos wiem o rozpuszczonych kotach chowanych od maluszków-Kićka taka była,wszyscy się jej bali.Weterynarz raz nabił sobie guza o szafke jak w ostatniej chwili zauważył atak i zrobił unik za Dyzia
Moja też jest groźna u weta, ostatnio jak byłam z nią to tak się wyrywała mi, że w końcu czmychnęła w takie miejsce, że musiałyśmy z wetką ją kijem od miotły szturchać, aby wylazła. Bojowa była na tyle, że wetka musiała założyć specjalne rękawice, aby ją utrzymać. I też od maleńkości u mnie rozpieszczana.
Prążek pisze: Violu Twoi jakimi jednostkami posługują się przy badaniu krwi? mg/dl czy umol/L?
Na wynikach z krwi mam różne jednostki g/dl U/L mg/dl I jeszcze takie coś dziwne 10 do potęgi 3/mm do potęgi 3 (przepraszam, ale inaczej nie umiem tego napisać)