Żyjemy, jeszcze

.
Po powrocie do domu zastałam stłuczoną miskę z wodą - cały pokój w odpryskach szkła, w sumie dziwne, że żaden kot nie pokaleczył sobie łap.
Sambo znów straszliwie wyłysiał. W niedzielę byłam z nim na kolejnej dawce sterydu. Powinien jeść karmę hypoalergiczną. Niestety, RC mu nie pasuje, a i głodem nie bardzo udaje mi się go wziąć.
To taki miły kot. Niestety, Dziadek bardzo go nie lubi. I kudłate.
Dziadek uwziął się na Samba, jest zazdrosny.
Karol, sercowiec, kwitnie. Zadomowił się, bryka, czasami goni inne koty

. No i nauczył się cwaniak, że rano dostaje leki, więc muszę je szykować w innym pokoju, bo inaczej chowa się w miejsce, z którego nie mogę go wyciągnąć.
Kilka dni temu musiałam zamknąć Tin-Tina na noc, bo dostał ciężkiej głupawki. On jest za wściekły, lata z dzikimi okrzykami, więc zaraz zrobiła się awantura.
Reszta stada w miarę ok, choć widać, że niektóre mocno się posunęły

.
W dobrej formie są Musia i Bunia i Małi-Małi

.