Mam dziś "doła". Wczoraj wróciła z adopcji Murzynka... Wcale nie chciałam jej wyadoptować, bo chcę ją najpierw przeleczyć. Pani przyszła w sobotę po Lady, domek zapowiadal się sensownie, ale zobaczyła Murzynkę i "zakochała się". Powiedziałam wszystko o zdrowiu Murzynki, o słabszej odporności, o podawaniu leków - wszystko było OK. Pożyczyłam transporter. Przez 3 dni dostawałam od pani sympatyczne maile, a wczoraj nagle okazało się, że wrócił jej własny kotek - niekastrowany "wychodzący" kocurek, ok. roczny - i Murzynka się go boi. Wiedziałam o tym kotku, ale poprzednio Pani mówiła, ze jakby wrócił, to nie ma problemu - wykastruje, nauczona smutnym doświadczeniem nie będzie już wypuszczać i "najwyżej będą dwa koty". Teraz się okazało, że mąż nie pozwala kocurka wykastrowac i ważne było tylko, kiedy mogą mi odwieźć kotkę...
Odwieźli, przy okazji wylali cały zapas lekarstwa dla Murzynki, które dostałam od CoolCaty i nawet się nie przyznali. Pani wręczyła mi buteleczkę w torebce celofanowej, a jak wyszła, to dopiero zajrzałam - i widzę, ze butelka pusta, a torebka cała mokra.
Wczoraj zadzwoniła też inna Pani, pytając o Lady. Miły dom, 2 dzieci (ale już takich nastoletnich), pierwszy kot. Dla Burasi byłaby to za duża rodzina, ale dla Lady - w sam raz. Pożyczyłam transporter. Wieczorem Pani zadzwoniła, zaniepokojona pytała, czy Lady na pewno jest po sterylce, bo dziadek stwierdził, ze ma taki brzuch, pewnie jest w ciąży.

Upewniłam, że na 110 % nie jest w ciąży, w tym czasie Lady podobno spokojnie zwiedzała dom. Myslałam, że już wszystko dobrze, ale dziś Pani znowu zadzwoniła, pytając kiedy będę w domu. Sądzilam, ze chce oddac transporter, ale okazało się że Pani przyjechała oddać kotkę. Miała pretensje, bo była u weta (zaufanego, poprzednio leczył ich chomiki

) i wet stwierdził, że nie widzi blizny po sterylce (przerzedzenie siersci na boku po grudniowej sterylce nawet ja widzę golym okiem, a lekarz chyba powinien wyczuć bliznę?

), że trzeba by zrobic USG za 50 zł, żeby rozstrzygnąć, czy kotka nie jest w ciąży

, a poza tym ma na pewno ponad 3 lata

. Akurat tak się stało, że Lady nie miała wypisanej przez CC książeczki (zabrakło wtedy, a ja nie dopilnowałam zeby ją potem Anie wypisały). W książeczce "czystej" wpisałam sama dane kota i kiedy i gdzie był sterylizowany. W tej książeczce pan dr W. napisał, że kotka ma ok. 3 lat. A więc zdaniem Pani jest za stara, ona chciała młodszą i żeby się bawiła z dziećmi, a Lady podobno uwaliła się na kanapie i leżała. Nawiasem mówiąc - Pani nie oddała mi whiskasowej myszki, która dałam, pouczając jak się z kotem bawić. Zadzwonilam do kliniki dr Seidla, zadzwoniłam do Joli dworcowej, proszac o potwierdzenie wieku i sterylki kotki. Jola dworcowa, która zna historię Lady, mówi, ze jako 2-mies. koteczkę jej znajoma przyniosła Lady z terenu Elektrociepłowni (czy gazowni?) na swoje podwórko w listopadzie 2008 i dokarmiała. Potem kotka podrosła, urodziła ze 3 mioty, 2 poumierały, trzeci - razem z Lady - wyladował u Joli dworcowej na sterylkę i szukanie domu.
Ale Pani - wsparta "autorytetem" swojego weta - wiedziała lepiej.
No i z powrotem mam 5 kotów
