Zostałam oficjalnie oddelegowana przez ekipę do opisania dnia w schronie, do czego zabieram się z poczuciem zaszczytu i niejakim skrępowaniem, bo taki ze mnie wolontariusz od wielkiego dzwonu...
W dużej kociarni powitał nas jak zwykle stęskniony Żbiku, który najpierw niezwykle namolnie domagał się pieszczot (od wszystkich! Na raz!), a potem malowniczo się ze mną bawił.
Rafał w tym czasie próbował oswajać Bukę, a Monika towarzystwo schowane pod ławą (Kropka, Efezkę i Ciekawską), ale cała czwórka była dość nieprzejednana. Kiler oczywiście na zapiecku.
Przy okazji odkryliśmy, że pod kocimi legowiskami w miskach jest jedna wielka siusialnia... ale o tym za chwilę.
Później miałam okazję poznać cztery cudnej urody panienki! Jestem zauroczona! Świnka- Jeżynka jest cudna, chociaż nieco niesubordynowana, szczególnie wtedy kiedy bez ostrzeżenia gryzie wujka Rafała w nos!
Fizia była bardzo miła i dała się głaskać. Salsa nieco bardziej nieśmiała, ale też dała się miziać. Zdrapka (dlaczego ciągle mi się kojarzy, że ona jest Zakrętka

) najbardziej nieśmiała z towarzystwa nie bardzo pozwalała się dotykać, ale za to ma cudne skarpetki! Właściwie jedną skarpetkę i jedną pończoszkę

Nie ukrywam, że mnie urzekły: takie filigranowe, takie drobinki, a takie charakterne

Fizia coś tam świszcze w nosie, ale podobno jest lepiej. Salsa zaczyna zarastać tam, gdzie miała łysawe.
Po wymizianiu całej czwórki wzięliśmy się za porządki. Umyliśmy podłogi w obu kociarniach i u Fadka, wyrzuciliśmy zasikane i zarzygane (przepraszam za dosadne wyrażenie, ale długo szukałam w głowie eufemizmu i nie znalazłam eufemizmu-przymiotnika) koce, odkurzyliśmy budki, usunęliśmy nadmiar posłań.
No i wiadomość dnia: w trakcie tego sprzątania Fadek się zniecierpliwił czekaniem, wyszedł z budki i zaczął dopominać się uwagi!
Tak tak: dopominać! Zdecydowanie i w sposób nie znoszący sprzeciwu. Wypiliśmy z nim herbatę, Fado nas obtańcował, wywalił brzucho, ocierał się i wyginał. A potem z miną starego wygi zamordował kilka myszek i nawet usiekł Monikę, która w pewnym momencie chciała mu wyjąć myszkę z łapy.
Ja widziałam go po raz pierwszy i zobaczyłam śmiałego, domowego kota, nie mniej kontaktowego niż Żbiku, czy Jeżynka.
I zresztą stwierdzam, że Fado wygląda jak kawał zakapiora! Uszy obdarte, jak u bandziora, ślady jakichś dziargów na nosie, wielkie, masywne łapska, no i całkiem napakowany, żeby nie powiedzieć, zdrowo upasiony korpus.
Spodziewałam się jakiegoś melancholijnego, wąskonosego, wielkookiego dżentelmena wpatrzonego tęsknie w dal, a spotkałam rezolutnego chłopaka o bardzo zdrowym podejściu do życia!
Więc może by tak wymienić ten smuuuutny banerek fadkowy

Wszystkie koty dostały na koniec tuńczyka (Żbiku próbował dostać kilka razy dokładkę!) no i pojechaliśmy...