Jasne, że fajne.
Bo przygarnięte.
Właśnie wróciłem od ojca mego do domu i już w progu powitało mnie złowrogie pufanie... nomen omen w ogóle zostałem powitany w progu (wreszcie!).
Dior sapnął i jego oczy mówiły.... na tyle czasu nas zostawić! Nas! Bez głaskania i w ogóle...
No i zaczął taniec przymilaniec wokół nóg moich.
Jak Tifka się zorientowała, że coś się dzieje - to podbiegła oczywiście zainteresowana... no i się zaczęło.
Ręce miałem pełne (zgrzewka wody, torba ciężka i torba z laptopem) a nie miałem jak tego postawić by nie przycisnąć kota, bo ONE były WSZĘDZIE!... Po wykaraskaniu się z opałów tragarza trzebabyło sie rozebrać wreszcie bo zgrzany byłem już jak drwal po wyrąbaniu 3ha lasu.
Dior uznał, ze jeśli mam tyle w rękach to na pewno będzie tam coś (COKOLWIEK!) do jedzenia więc jego ocieranie i słodkie mruczenie przybrało na sile.
Tyśka stwierdziła, ze pewnie i tak dostanie (zawsze był kumpot!) więc nie ma powodu do zmartwień i lepiej się pobawić... zaczęła więc dzikie natarcia, zwody i parady mając za przeciwnika moje sznurówki. Każdy kto nosił wysoko sznurowane buty zimowe, wie pewnikiem, ze i bez pomocy kota zajmuje parę chwil wyswobodzenie się z nich.
Zasadniczo powinienem spuścić na ten akt zasłonę milczenia.
Tak więc nasz dzielny bohater po wykaraskaniu się z tych wszystkich opresji podjął czynności zmierzające do stabilizacji płomienia ogniska domowego.
Po uzyskanym akcepcie kotów i łaskawej zgodzie na zaprzestanie głaskania powitalnego -nie obyło się bez przyżeczeń późniejszych umizgów, a jakże, udałem się w kierunku wanny.
Podążająca za mną kocia hałastra uświadomiła mi, ze w łazience jest kuweta... no więc dobrze, kolejne przywileje dla miejscowej szlachty -drzwi do łazienki pozostały uchylone.
Ale nie, nie chodziło o kuwetę.
Tak rozkosznie zaległem w wannie i zacząłem się powoli zatapiać w ciekawej lekturze kiedy stwierdziłem, ze coś jest nie w porządku...
Szybka kalkulacja:
chłodno bo drzwi do łazienki otwarte -status ok
woda leci ciepła -status ok
woda się nie przelewa -status ok
nie usypiam -status ok
pismo nie wpada do wanny -status ok
ale coś... coś jest inaczej niż zawsze!
pęknięć na suficie nie widzę -status ok
nie słyszę jakiegoś ciurkania wody poza wanną -status ok
...
...
i wtedy dotarła do mnie siła kociego spojrzenia!
Uniosłem się lekko w wannie i już wiedziałem, ze się nie pomoczę i nie poczytam sobie bo dwa słodkie czarne łebki wpatrują się we mnie.
Toteż własnie siedze na łóżku i piszę to a koty jak już wszystko jest na miejscu stwierdziły, że poganiają dzwoniącą piłeczkę a nie będą się miziać... no po prostu bomba

A ja tak się spieszyłem, zę aż sobie mydło do oczu wtarłem.
No nic... poczekam aż łaskawie towarzystwo się zapakuje do łóżka i pójdziemy spać.
Spokojnej i nie brzęczącej nocy wszystkim czytelnikom.
Pozdrawiam
Semmitar