Niewiele wniosę merytorycznie do tej trudnej dyskusji, ale pozwole sobie opowiedzieć coś, dla złagodzenia emocji. Jest w Krakowie pewna hodowla kotów, a w zasadzie hodowla to byłą kiedyś, bo teraz już nie. W każdym razie ta hodowla jakiś czas temu straciła zupełnie kontrolę nad rozrodem swoich zwierząt. Efekt był łatwy do przewidzenia-zbyt dużo kotów w nienajlepszym stanie. Wyciągnęłam z tej hodowli jednego psa i trzy koty, chociaż jakby któs chciał się przyczepić, to powiedziałby, że jednego przehandlowałam, bo nowy właściciel zwrócił pieniądze za sterylizację

. Za każdym razem dostawałam od hodowczyni po głowie za rzeczy, na które nie miałam wpływu ( nowy dom psa nie oddał pozyczonej obroży, nowy dom kota jest zbyt dociekliwy i dzwoni do weta, którego nazwisko widniało w książeczce, nowy dom sie nie odzywam a obiecał itp. Przepraszam, raz mi sie nie oberwało, bo kot trafił do mnie, zył kilka miesięcy

)
Duża część kotów została wykupiona. Jedne miały rodowody, inne nie. Jedne były zdrowe, inne nie, Niektóre, tak jak moja Volvo, już nie żyją.
Do czego zmierzam-
hodowla sie nie odbudowuje. Sama zanosiłam ich wniosek do TOZu o sterylizację kilku kotek. Kolejne wysterylizowali za pieniądze. Od tamtego czasu słyszałam tylko o jednym miocie( i to na dodatek nie u tej hodowczyni, od ktorej wykupiono koty, a u jej mamy), urodziły się dwa lub trzy koty, jednemu znalazłam dom . Stado powiększyło się jedynie o dwa kilkudniowe dachowce, które ktoś jadący przed nimi samochodem wystawił na pobocze

. Przeżyło jedno kociątko wykarmione butelką, drugie trzeba było uśpić.
Oczywiście nie ma gwarancji, że za kilka lat sytuacja sie nie powtórzy. Ja wolę wierzyć, że nie.
Nie brałam udzialu w wykupie, ale biorąc pod uwagę efekty w tej konkretnej sprawie, nawet jakbym brała, nie uważałabym, że robię źle.