Wreszcie mam dostęp do komputra! Chociaż tylko na trochę...
W ramach porządków - wstawiam wierszyk z Romusiowych imienin 
Dziś Romuś różowonosy 
Krówka ma biała, kochana 
Glumiś, deptuś, glumaczek 
Święto ma swoje od rana 
Wszystko mu dzisiaj wolno 
Wie to hultaj dokładnie 
No i do pracy mnie nie chciał 
Wcale puścić – naprawdę! 
Zasiadł sobie na szafce 
Ja – jeden wielki amok 
I nagle odnalazłam 
Utkwiony we mnie wzrok 
Oczka zmrużone miłośnie 
Cały drży od mrukotu 
„Bierz na ręce! Nie wychodź! 
Tak nie czyni się kotu!” 
I już rączki bialuśkie 
Wyciągają się do mnie 
I za szyję, najczulej, 
Obejmują łagodnie 
Nos we włosy wtulony 
Wielki mrukot przy uszku 
No i „mqrrrau” mi powiedział 
Zupełnie po francusku 
Cóż mam czynić, nieszczęsna? 
Wszak do pracy iść muszę 
„przytul mnie jeszcze mocniej, 
to złagodzi katusze” 
Muszę iść! Któż zrozumie 
kocią miłość tak rzewną?? 
z wielkim smutkiem wychodzę 
ale wiem już na pewno 
Kot przylepny, naludzki 
Dzieli swe życie z nami 
I jak widać, po prostu 
Byliśmy sobie pisani
Z tą swoją przylepnością i naludzkością to Romuch przechodzi sam siebie  

 Normalnym jest, że - jeśli nie na kolana - to wepcha się na plecy. 

 Ot - 2 dni temu. Jak zwykle rano szykuję się do pracy. I niestety nie mogę całego czasu poświęcić białej krówce. Nic to - futro się w żaden sposób nie zniechęca. W pewnej chwili przysiadłam na wannie... Taaaka okazja  

 Oczywiście Romuch siedzi mi już na plecach  

 Ale plecy nie ubrane  

 więc śliskie jakieś... (a ręce zajęte i kociej doopiny nie ma kto podtrzymać). A więc po licznych akrobacjach, obrotach, zwisach itd (którym akompaniował taki mrukot, że aż sama wpadłam w wibracje 

 ) mogłam się juz spokojnie wyprostować z lisim oooops.... z kocim kołnierzem na szyi. Mokrego nochala miałam w prawym uchu  

  , a tylne nóżki zwisały mi z lewego ramienia. Kołnierz dyndał, mruczał i był generalnie bardzo grzeczny  
 
No i postawił cwaniak na swoim - wyleżał się na mnie przed wyjściem z domu 
