

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Safii pisze:
Tasza.
Nie wiem jak,
nie wiem kiedy
dostała się na okno w pokoju mojej mamy.
Okno przez nią zabezpieczone przed kotami
(wiecie, poobstawiała firankami, które pozszywała itd.,
żeby jej dziewczyny ukochanych kwiatuszków nie poobgryzały).
Zniszczenia porobiła masakryczne…![]()
(sądzę, że przednio się przy tym bawiąc![]()
i mrucząc przy tym pod noskiem)
Ze storczyka nic nie zostało – poza ziemią oczywiście.
Kwitnący, jakiś tam bezkolczasty gatunek kaktusa – już nie kwitnie
i pewnie już nigdy nie zakwitnie.
Aloes – chyba fajnie się go wykopywało z ziemi,
bo pozostały po nim tylko powyrywane liście,
którymi na podłodze bawiła się Ivi.
Pełna masakra.
Dziękuję Bogu, że mamy nie było w domu.
Uprzątnięcie wszystkiego zajęło mi troszkę…,
potem pędem do koleżanki, żeby awaryjnie zawiozła mnie do Obi,
gdzie już czekał Łukasz, którego wyciągnęłam z zajęć
i tak "ekipa kryzysowa" wparowała do sklepu szukając kwiatków,
choć przypominających to, co przed kilkunastoma minutami
wywaliłam do śmietnika.
Kaktusa udało się kupić (dziękować niebiosom, że to chyba okres ich
kwitnienia i wszystkie w sklepie miały kwiatki),
aloes też.
Storczyka niestety takiego nie było, bo ku mojemu przerażeniu
okazało się, że to rzadki okaz…brr.
Łukasz w geście solidarności dołożył mi się do rachunku.
Wróciłam do domu i przesadziłam wszystko tak jak było,
no poza tym nieszczęsnym storczykiem,
ale może tak od razu nie zauważy.
Uffff…
Jak na razie "muma" nic nie wyczaiła.![]()
Jeszcze kilka takich akcji i zejdę na zawał.![]()
Szczęście w nieszczęściu,
że Beata była w domu i zgodziła się mnie podwieś,
że Łukaszowi przelali stypendium,
no i że jest MB Gromnicznej i "muma" poszła na nasiadówkę
do kościoła.
Podsumowując,
myślę że Ivi ma demoralizujący wpływ na Taszuńke,
bo daję sobie głowę uciąć, że to ona, diablica ją podpuściła,
szepcząc jej do uszka:„no dalej, dasz radę, wejdź tam
i pobaw się ziemią, mama będzie z Ciebie dumna…”
a potem siedziała i gapiła się na całą tą demolkę, śmiejąc się duchu
i robiąc niewinne oczka…
Naprawdę, jeszcze jeden taki wieczór i będę potrzebowała
respiratora.![]()
Kiwaczek.
Kotka 4-5 miesięcy, trikolorka.
Taka jak Taszka, a może nawet bardziej „inna”.
Jej rodzeństwo zostało przywiezione do weta przez panią z
Kruszyny k. Częstochowy.
Ona została przeznaczona do uśpienia,
znaczy nawet nie została przywieziona tylko zostawiona tam,
gdzie Pani znalazła resztę kociaków.
Kobieta obawiała się jakiejś zaraźliwej choroby, więc ją zostawiła.
Pojechałam wczoraj do tej Kruszyny z dziewczyną ode mnie ze szkoły,
która dała mi o tym całym zdarzeniu cynk.
Kotka prześliczna.
Spała w kartonowym pudle w boksie śmietnika.
Okoliczni ludzie powiedzieli, że kociaki pojawiły się w sobotę – ktoś
je przywiózł i zostawił.
Wstępna diagnoza – albo mama przechodziła jakąś chorobę będąc
z kociakami w ciąży, albo ma to co Tasza, albo jeszcze coś innego.
Na razie trzeba ją odkarmić.
Została odpchlona, odrobaczona itd.
Nie ma jeszcze imienia.
Chwilowo przebywa u mojej sąsiadki, bo bałam się ją zabrać do domu –
wiecie kwarantanna.
Sąsiadka ma z 90 lat, mieszka sama,
ale zgodziła się wziąć kociaka na, jak jej powiedziałam 2 tyg.
Zaniosłam tam kuwetę i praktycznie co 2-3 godziny do niej chodzę
posprzątać siuśki i nakarmić kotkę.
Przecież starsza kobieta nie będzie się zajmować kociakiem.
Byłam tam z 20 min. temu i kicia spała wyciągnięta pod kaloryferem.
Jak tylko upewnię się, że niczym nie zarazi moich dziewczynek,
biorę ją do siebie.
Napiszę o niej więcej, jak tylko troszkę ją poznam.
GRazyna pisze:Nie wiem, jaka jest najmniej ciekawa dzielnica w Katowicach... bo bym go nazywała chłopakiem stamtąd właśnie![]()
GRazyna pisze:
Nie wiem, jaka jest najmniej ciekawa dzielnica w Katowicach... bo bym go nazywała chłopakiem stamtąd właśnie![]()
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Jura, puszatek i 74 gości