tanita pisze:Wy już naprawdę na nowych włościach?
opowiadajcie jak sobie radzicie

Kurde, zaniedbałam wątek

Już na nowych włościach jesteśmy, od 14 stycznia. Ogarnęliśmy się jakoś, od poniedziałku zaczyna się remont, najpierw ściany, potem kładziemy panele

(problem smrodu lakieru i ew. ewakuacji odpada), wstawienie drzwi (ostały się jeno drzwi do łazienki, do pokojów zostały wyrwane z furtynami). Musimy się trochę sprężać, bo godzina wyjścia Antka na świat może wybić już za 4 tygodnie

.
A nasze Misie Kolorowe urządzają dzikie galopady. Przewalają się jak stado dzikich koni z pokoju do salonu. Jak tak dalej pójdzie, to może Brunowi nie będzie trzeba długo podawać
kropel na odchudzanie, bo chłopak nabierze kondycji i schudnie na tym metrażu...
Pierwszy moment kotów w nowym mieszkaniu- myślałam, że połaczę się ze śmiechu.
Bidoki przyjęły pozycję "na przyczajonego tygrysa", zamiatały ogonem podłogę i polerowały brzuchami podłogę. Oczywiście, Lunka wykazała się większą ciekawością i odwagą, pierwsza wylazła z transportera. No i zaczęło się zwiedzanie mieszkania, obwąchiwanie ścian. Po godzinie Koty krążyły w kółko, jakby ucząc się rozkładu pomieszczeń: łazienka, jeden pokój, drugi pokój, salon, kuchnia i znowu: łazienka...itd.
Po tygodniu zamieszania, wnoszenia i wynoszenia kartonów, układania, rozpakowywania i pakowania już się oswoiły z nowym miejscem. Zrobiły się też mega miziaste-dawno nie zdarzało się tak, żeby pakowały się oba na raz do łóżka i kazały się głaskać

. Widac , że są zadowolone, my zresztą też.
Jak to powiedział Sebadu, kiedy pierwszy raz wyszliśy przed nasz blok: "K*rwa, ale super, wychodzę z domu i widzę żółte autobusy"...
