» Wto sty 26, 2010 1:23
Re: 4m. dymny Fumo wciąż chorował w schronisku- ma DOM :)
Witam, z tej strony Darek.
Na początek info, stan Fumcia bardzo ciężki.
Ale po kolei. Leczenie na koci katar przebiegało pomyślnie. W zeszły czwartek Fumo był u weterynarza, który dokonał oględzin małego. Wszystko było w porządku, płuca i oskrzela czyste, uszy w porządku. Zaniepokoiły go białka oczu, które były blade. Przepisał leki na 15 dni (antybiotyk i wzmacniacze w tabletkach), kazał dobrze odżywiać (karma reconvalescence itp.) i nabierać sił. Kolejna wizyta po 2 tyg. chyba, że będzie się coś działo.
Brak ochoty do zabawy, ogólną osowiałość, tłumaczył wątłą posturą, kk oraz co by nie było, stresem związanym z "ostatnimi" wydarzeniami. Zaaplikował jeszcze maść odrabaczającą VetMint i życzył zdrowia.
Kolejne dni mijały na spaniu, mizianiu i odżywianiu. W niedzielę, Fumcio zyskał jakby sił, zaczął zwiedzać dokładnie mieszkanie, jadł jak nigdy (prawie 3 razy więcej niż normalnie). Wszystko było na dobrej drodze. Aż do dzisiaj. Z rana kotek baardzo zaspany i brak ochoty na mizianie. Ponadto dostał biegunki. Apetyt też mniejszy.
Wszystko to wydawało nam podejrzene, dlatego też wróciłem z pracy wcześniej, tuż po 14. Fumcio pomiział się przez chwilę, zjadłi poszedł spać. Koszmar zaczął się około godziny 21. Fumo był bardzo śpiący i nie chciał za nic wstać. Przy próbie "rozbudzania" zauważyliśmy, że nie może utrzymać równowagi i się nonstop przewraca.
Rozpoczął się maraton telefonów do połowy weterynarzy we Wrocławiu. Niestety albo wyłączali komórki albo nie odbierali. W końcu jeden z weterynarzy zgodził się przyjąć Fumcia. W ciągu 20 minut byliśmy już pod lecznicą. Wet przyjechał 5 minut po nas (specjalnie otworzył ponownie klinikę). Stan Fumcia był już krytyczny, prawie kompletny paraliż ciała, sztywne kończyny, wychłodzony pomimo kocyka jakim był owinięty. Brak kontroli nad mięśniami powodował nietrzymanie moczu i kupki. Miauczał tylko wniebogłosy, nie poruszając nawet powiekami.
Natychmiast dostał końskie dawki kroplówek wraz z jakimiś lekami. Nie pamiętam nazw, zresztą i tak nie miałem do tego głowy. Co stwierdził wet:
- kompletne odwodnienie (podczas transportu, z małego wręcz "ciekło")
- bardzo słaby organizm (olbrzymie pretensje do poprzedniego weta, że zamiast dać kroplówki, kazał nam go karmić w "tradycyjncy" sposób; ponadto nieospowiedni sposób leczenia - tabletki w przypadku tak niskiej masy ciała powinny być zastąpione zastrzykami)
- zażółcone białka oczu (najprawdopobniej problemy z wątrobą)
- ostre wirusowe zapalenie centralnego układu nerwowego - diagnoza "na oko", brak czasu i możliwości na badania
- temperatura 37,5 dająca minimalne szanse na przeżycie nocy
Następnie poprosił o decyzję co do leczenia. Były dwie możliwości: jedna o której nie chce wspominać i druga - leczenie. Procentowo najpierw 10, po podaniu miliona leków - 30%. Następna wizyta wizyta, jutro (tak naprawde to dzisiaj) po 9.
Teraz jesteśmy już w domu. Fumo się uspokoił, odzyskał częsciowo kontrole nad mięśniami i stara się wstać. Nie jest w jeszcze w stanie, ale WIEMY wszyscy, że mu się uda. I będzie się jeszcze bawił i miział jak nigdy...