Weekend był okropny. Boję się o stan Misi. Fizyczny i psychiczny.
Fizycznie: Mitka jest bardzo chuda. Ma tą cholerną alergię (w sobotę dodzwoniłam się do kliniki. Grzyb wykluczony w pierwszym badaniu, powtórka za 30 dni)
i nie może jeść wszystkiego. Musi jeść to co przedtem, czyli Gourmety Gold, Miamor kitten, RC kitten, Whiskas tuńczyk w galaretce, Bieluch i surowe żółtko jajka.
Do tego cały czas ma convalescence (od początku u nas) i ossopan-lek odbudowujący tkankę kostną.
No ale ona woli to, co inne koty... Wybrzydza straszliwie. Trzeba ją pilnować by nie podjadała reszcie. Miski przygotowane dla niej przeważnie gryzą ją w zęby...
Ona prawie nic nie chce jeść. Nic swojego..
Poza tym ma tą wyłysiałą główkę. I ten łebek taki mały... W połączeniu z chudością reszty kot wygląda na rozpaczliwie zabiedzonego
I oczka - chyba zapalenie spojówek. Trzecie powieki nie wychodzą, ropnych wysięków, śpiochow nie ma, ale obwódki są lekko zaczerwienione.
Obraz nędzy i rozpaczy...
Psychicznie:
Miszka straciła do nas zaufanie. Wycofała się troszkę...
Z powodu prawego oczka od 12.01. do 19.01. 2 razy dziennie zakraplaliśmy jej oko difadolem a potem tobrosoptem i ona była strasznie niezadowolona, wypłoszona, przerażona tymi zabiegami. Bała się i uciekała przed nami... To było dla niej bardzo przykre doświadczenie i kojarzyła nasze schylanie się do niej z zakraplaniem a nie z mizianiem.
Druga rzecz, która spowodowała, że nie do końca nam ufa to rozdzielanie jedzenia jej i reszty kotów. Ona po wypuszczeniu z łazienki jadła koło Kropka. I jak zaczęliśmy wracać do karmy sprzed wypuszczenia z łazienki, to chciała jeść to co Kropek, a Kropek chciał jeść to co było przygotowane dla Misi. I jak się koty zamieniały przy miskach, to my je odsuwaliśmy od tych niewłaściwych misek i poddawaliśmy pod nos ich własne. Misi się to nie podobało. Nieufnie odbierała nasze ruchy. Próbowaliśmy, żeby nie jadła w kuchni tylko w innym pomieszczeniu, tak, żeby się z Kropkiem nie zamieniały. Wtedy uciekała od jedzenia i obrażała się na nas
W sobotę nic nie chciała jeść. Nic. Nie miałam już pomysłu. Ona uwielbia Bielucha, więc dostała wtedy tego Bielucha i w niedzielę dostała rzadkiej kupy. Oprócz tego źle się pewnie czuła, bolał ją brzuch i prawie na cały dzień schowała się przed nami.
(do tego jeszcze było odkurzanie w sobotę. My i tak za rzadko to robimy, ale w końcu kiedyś trzeba. I Misia przed odkurzaczem też panicznie ucieka. Jak Kropek)
Z powodu tych oczu powinniśmy prawdopodobnie znów jej zakraplać, ale ona tegonie zniesie. To będzie dla niej nie do przejścia.
Mimo tego jej "charakterku" wygląda na to, że ma bardzo delikatną psychikę. No i na pewno jest zdezorientowana czego oczekiwać od ludzi. Raz jej dobrze, miziają, głaszcza, bawią się, raz robią kuku, oddają na operację, albo włączają buczącego potwora...
Dziś rano Misia przyszła do mnie do łóżka, była sesja miziankowa. Potem przyszła do łazienki na kolejna sesję miziankową. Teraz kiedy to piszę, cały czas nawołuje Kropka do zabawy, gryzie go w szyję, robi na nim zajączka, szargają się w judo po ziemi, przewaliły połowę rzeczy w pokoju w inne miejsca. To plus poranna porcja mizianek nastraja mnie jeszcze jako tako optymistycznie...
Ale i tak martwię się o nią. I jestem bezsilna i bezradna wobec jej psychiki. Nawet wyprawa do weta może być dla niej kolejnym powodem do wycofania się. Prawie na pewno w tę środę operacja wyjęcia gwoździa. Ja nie wiem jak to będzie... Znów Misia o nas źle pomyśli. A trzeba jej to paskudztwo wyjąć. Przy okazji poproszę o morfologię i porządne badanie ogólne.
Ech...
