Tacia pozdrawia gorąco
Ja mam wrażenie, że ona jakoś wyczuła, że to już jest jej ostateczne miejsce.
Jakoś tak szybciej się adaptuje niż bym przypuszczała z tego, co Ewar opisywała. Oczywiście nie jest to mały kociak, który na dzień dobry lata po ścianach, ona potrzebuje dużo więcej czasu. Ale już pierwszego dnia przecież wyszła sama z pokoju już po 2 czy 3 godzinach, nawet Gosiar się zdziwiła (ja też

).
Tu jest wielka zasługa Twoja, Ewo, bo przecież na początku to był kot głównie leżący i chyba mało co ją interesowało - dzięki Tobie się otworzyła i przekonała do ludzi.
Ale byłam przekonana, że znowu ją trzeba będzie po zmianie miejsca wyciągać z takiej skorupki, że to zaufanie do ludzi straci. A tak nie jest. Owszem, początkowo była mniej kontaktowa, ale to raczej było takie właśnie odsypianie stresu. Szybko zaczęła się wszystkim interesować, zwiedzać, rozglądać po mieszkaniu. Myślę, że ona wie, że tu już się może przyzwyczaić, że znalazła swoje miejsce, że może zapuścić korzenie (czy tam pazurki

). Wieczorami bawi się z myszką do tego stopnia, że wpada galopkiem rozbawiona do sypialni (chociaż gumka od myszki kończy się dużo wcześniej

), przychodzi do ręki na głaskanie coraz śmielej, nadstawia się do miziania. Wczoraj wyglądała, jakby się do mnie uśmiechała
Ma charakterek, ale wyjątkowo łagodnie go okazuje, jak ma dość głaskania, to łapie zębami albo paca łapą, ale b. delikatnie i bez pazurów. Tylko na tyle, żeby pokazać, że jej się coś nie podoba
Jest cudownym kotem
