Mi się do dzisiaj w takiej sytuacji przypomina jak kiedyś pojechaliśmy z naszą czikitką do Wrocławia na badania i umówiliśmy sie na miejscu z marcjannakpe, bo to byli jej weci. Czekam, czekam, a kobity nie ma, wychodzę przed lecznicę i widzę, że wreszcie nadciąga. I mało wtedy nie padłam ze śmiechu. Marcjanna jest malutka i drobniutka, a za sobą wlekła za uprząż ogromny transporter na kółkach, w którym siedziały razem 3 koty jej, a hałas jak to sie toczyło po chodniku robiło jakby co najmniej czołg jechał


A w taką pogdę jak dzisiaj to pewnie marcajnnakape płozy by im założyła i na saneczkach.