U weta oddały, zostały ręcznie odsikane.
W domu to mogę zapomnieć o złapaniu czegokolwiek. Chyba, że Kofi naszcza na łóżko, a ja sobie pobiorę strzykawką

Co też wcześniej czyniłam, ale ostatnio jakoś nie chce szczać na łóżko (co w zasadzie dobrą wiadomością jest

).
Blusia niby przy mnie wchodzi do kuwety, ale złapać się nic nie daje - jak tylko podejdę bliżej, przerywa sikanie i zwiewa.
Izolować ich z pustymi kuwetami nie mam jak. Więc jeździmy z nimi na wyciskanie.
Nie żeby bardzo chciały współpracować - Kofi zbluzgała nas i naszych przodków 3 pokolenia wstecz

, obsyczała i obwarczała rzeczywistość. Po czym skapitulowała i siurnęła z impetem w takiej ilości, że zapełniła cały pojemniczek na próbkę.
Blusia wtuliła się we mnie i tylko popiskiwała cichutko. Ale też w końcu się odsikała, niewielką ilością, ale do badania wystarczy.