Major miał wolną chatę przez trzy dni, ale wcale się z tego nie cieszył

moja mama przychodziła codziennie do niego na godzinkę albo dwie, mówiła że jadł i trochę się nawet bawił, ale widać, że bardzo tęskni. Kiedy wróciłam do domu to zastałam po prostu cień kota - chodził taki skulony, futerko pachniało jakoś dziwnie, rozdrapał sobie skórę koło oczka (nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to objaw stresowy, bo oczko wygląda zdrowo i od mojego powrotu już wcale się nie drapie, więc chyba nic go tam nie boli...) nie miał ochoty się bawić, jak go wzięłam na ręce to cały się wtulił i w ogóle nie chciał zejść, a w nocy, jak już poszliśmy spać, to w ogóle nie dał mi zasnąć - co go zdjęłam z brzucha, od razu na niego wchodził i domagał się więcej głaskania

myślałam że będzie po prostu foch za to co mu zrobiłam, ale on chyba bardzo to przeżył

na szczęście rano mu przeszło i wszystko wróciło do normy.
Tylko zastanawiam się, co teraz robić. Wyprawa do babci następnym razem jest raczej bez sensu, bo jemu nie brakowało obecności człowieka, tylko mnie, a tam jako dodatkowy generator kociego stresu doszłoby jeszcze nowe środowisko... Zastanawiam się, czy nie zabierać go ze sobą tam, gdzie się da. Na pewno w przypadku dłuższych wyjazdów wezmę to pod uwagę.
Prawdopodobnie w czwartek przyjdzie do nas weterynarz (nie chcę żeby Major ze swoimi chorymi płuckami jeździł w taki mróz, bo wtedy jakaś infekcja gwarantowana

) - zajrzymy do zębów, sprawdzimy co z tym oczkiem, pobierzemy krew. O wynikach napiszę.
Póki co nowe fotki




PS: on naprawdę lubi spać na książkach
