anna09 pisze:Przepraszam, ale ja jeszcze na chwilę wrócę do tematu częściowo związanego z kotami z Podwawelskiego. Obserwując naszą działalność już nie raz widziałam czas, w którym było powiedziane, że jeśli ktoś chce przyjąć jakiegoś kota, to tylko jako tymczas własny. Po czym w tym samym czasie, okazywało się, że dostajemy jakieś zgłoszenie od osób niezwiązanych z fundacją i przyjmujemy kilka kotów (niekoniecznie chorych i potrzebujących natychmiastowej pomocy). Nasuwa się następujący wniosek: jak jesteś związany z fundacją, to napotkanym kotom masz pomagać na własny rachunek (a jak Cię nie stać, to radź sobie ze swoim sumieniem), a jak jesteś z poza fundacji, to fundacja weźmie od Ciebie koty i się nimi zaopiekuje. Nie rozumiem według jakich kryteriów wybieramy koty, którym pomagamy? Mam wrażenie, że gdyby te koty z Podwawelskiego zauważył ktoś nam nieznany i nas powiadomił, to otrzymałyby pomoc. Na ich nieszczęście, to my się o nich dowiedziałyśmy i to my o nich powiadomiłyśmy. Ja rozumiem, że nie mamy takich funduszy i możliwości, aby pomóc wszystkim kotom. Jednak wydaje mi się, że jak już los stawia na naszej drodze jakieś koty (niezależnie od tego, kto ich istnienie nam zgłasza) to pownniśmy spokojnie rozważyć, co możemy dla nich zrobić i jak im pomóc.
Przepraszam za może nieco gorzki wydźwięk mojej wypowiedzi. Zwykle staram się nie pisać i przeczekać, jeśli tego typu myśli mi przychodzą do głowy. Tym razem jednak nie potrafiłam się powstrzymać.
Kurcze, nie bardzo pamiętam takie koty

natomiast mogło być tak, że ktoś miał obiecane zajęcie się problemem czyli było to ustalone wcześniej i zostało wkalkulowane albo ktoś przekazywał z poza fundacji wraz z pieniędzmi na utrzymanie lub hotelowanie, bo takie przypadki tez mamy (są osoby, które płacą tak jakby abonament, dość wysoki, dający gwarancję, że jak przyjdą z kolejnym znalezionym kotem to mają pewne przyjęcie w zamian za comiesięczne wsparcie). Jakoś nie bardzo trafiają do nas te, które nie potrzebują tego, bo po co?
Co do "Waszej" siódemki, powtarzam, chore maluchy jak najbardziej, reszta musi poczekać. Natomiast jeżeli mają być złapane i utrzymywane teraz to nie ma za co więc tylko jako własny tymczas, bo po pierwsze nie ma pieniędzy a po drugie ... nie ma pieniędzy ... a po trzecie jak Lutra znowu o mały włos nie rozjedzie jakiegoś zasmarkanego malucha to trzeba będzie mu powiedzieć: sorry ale przyszła starszyzna ogrzać się do nas a ty mały masz pecha ...
Bo na dobrą sprawę to czego brakuje tym dorosłym kotom? Wymagają leczenia czy po prostu są wolnożyjące, w warunkach takie jakie są? Czy to są miziaki wchodzące na kolana? bo gdzieś było napisane, że jedynie podeszły do jedzenia. Przypominam, że Kredki tez podchodzą do jedzenia i na tym kończą się czułości, o Borkach i MisiMilusi nie wspominając. To, że kot jest ładny to nie jest gwarancja szybkiej adopcji. Przecież to wszyscy wiecie.
Anna09, ja naprawdę muszę myśleć całościowo, nie tylko przez pryzmat jednej siódemki kotów. Jak mi tak całkiem braknie pieniędzy to co mam wtedy zrobić? Powie mi ktoś? Pożyczyć, ukraść, zarobić nielegalnie? To wtedy będzie tylko mój problem i kwestia spowiedzi przed p.prezes fundacji, że źle się gospodaruję
Ja wiem, że pewne rzeczy z boku wydają się jakby było robione bez konsekwencji, dziwnie i nie wiedzieć czemu tak ale mając wgląd całościowy myślę, że sprawy byłyby jaśniejsze. To tak jak w przypadku Akimy, która była pewna, że z finansami jesteśmy na czysto. Dlatego albo mi zaufacie albo będziecie mnie atakować i wiele nie podziałamy
