Przeczytałam Wasze uwagi i spróbuję wtrącić swoje trzy grosze. Ale najpierw raport z dnia dzisiejszego.
Byłam w południe i wieczorem. Kotów nie było, ale ślady na bieżąco zasypuje śnieg, niestety. W południe suche w misce było nieruszone, wieczorem ubyło połowę. Pytanie, czy koty się podkradają, czy może gołębie. Miska schowana w okienku. W budkach pusto. Ochroniarz widział jednego kota z daleka, rano. Może to Bella.
Co do psów, przemyślałam i doszłam do wniosku, że chyba jednak nie, bo psy nie poskładały by tej rozbitej budki. Spójrzcie na pierwsze zdjęcia. Ja na początku wcale nie zauważyłam, że ona jest porozbijana. Dopiero jak odsunęłam od niej tę drugą, która podtrzymywała urwany bok. Poza tym budki miały poodrywane daszki, które dość mocno poprzyklejałam. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęć budek po remoncie, zobaczylibyście jak stały.
Te dwie, które leżą na pierwszym planie stały na tej większej, która jest na zdjęciu pośrodku. Ustawiłam je na trzy piętra i obciążyłam cegłami. Kotom się to podobało, wylegiwały się na górze na wykładzinach. Czyli po lewo stały trzy budki, po prawo dwie. I właśnie ta duża budka z prawej została zniszczona, a jej bok całkiem wyrwany. Co dziwne mniejsza budka stojąca na niej nie ucierpiała. Oderwano też z jej przodu plandekę, którą podczepiłam od dołu. Leżała z pięć metrów dalej pod śniegiem. Wywlec ją ewentualnie mógł pies, ale oderwać niekoniecznie. Nigdzie nie widziałam śladów zębów, ale fakt nie przyszło mi do głowy, żeby się pod tym kątem przyjrzeć.

Tu po wygrzebaniu jej spod śniegu. Wszystkie kawałki wykładzin też były porozrzucane i leżały głęboko pod śniegiem
Krew była na plandekach budek, których nie zniszczono, ale również na zewnątrz i wewnątrz tej rozbitej. Tu ją dobrze widać. Była na wszystkich wewnętrznych ścianach i na "suficie". Zdecydowanie za mało zdjęć zrobiłam. Ale gosiar jeszcze też coś ma.

Policjanci stwierdzili, że może to ludzka krew, może kot kogoś ugryzł, albo podrapał. No to weźcie do badania - mówię. A oni na to, że to nie ich zadanie, oni ani próbek nie zbierają ani zdjęć nie robią. Od tego jest ekipa techniczna, ale nie przyjedzie bo było morderstwo na Pradze i są zajęci. Właściwie to ich rola ograniczyła się do spisania tego kto ich wezwał, czyli mnie.
Ja raczej wątpię czy kot mógł kogoś podrapać lub ugryźć. One nie dawały podejść do siebie zbyt blisko nawet nam. A jak widziały obcego to były bardzo ostrożne. Trzeba by nie lada odwagi i umiejętności, żeby złapać dzikiego kota, nawet przez zaskoczenie i pozwolić mu się podrapać. A poza tym, ludzka krew to raczej byłaby na zewnątrz a nie w środku budki.
Co do p. L. to on wie, że pani z okna może go zobaczyć, bo już nie raz groziła mu policją. Fakt, że w nocy to ludzie na ogół śpią, ale chyba by tak nie ryzykował. No chyba, że jest psychiczny, albo ma jakieś koligacje rodzinne z szefem i dlatego jeszcze tam pracuje.
A tak w ogóle to dowiedziałam się dziś, że do obowiązków ochrony nie należy pilnowanie kotów i basta. Więc nawet jakby się koty darły po nocy obdzierane przez kogoś ze skóry to oni by się nie ruszyli. A że ten ktoś wszedłby na zamknięty teren, ich teren, to no problem.
Myślę, że pomoc każdej organizacji pro zwierzęcej będzie mile widziana, tylko trzeba pomyśleć w jakiej formie.
Sibia, ja się jutro skontaktuję z dzielnicowym i zapytam o numer sprawy - zgłoszenia itd, bez tego ani rusz. A Tobie nie udzielą informacji, bo nie Ty zgłaszałaś. On ma dyżur od 16-tej więc wieczorem się odezwę. A na BOŚ trzeba naciskać, bo w sprawie kota Ewy, którą umorzono, nic nie zrobili.
Jak zajrzysz jutro do Konesera to weź wysokie buty, śniegu nawiało po kolana. Puszki nie wykładałam. Miska do połowy napełniona suchym, a garnek z wodą przy cegłach pod blachą.
A budki stoją teraz tu

Z tym, że wieczorem przykryłam je kawałkami styropianu z tej rozbitej budki, bo miejsce fatalne. Z dachu kapie, sople się topią i całe budki mokre, a właściwie tworzy się na nich warstwa lodu i plandeka sztywnieje. Szybko się zniszczą, ale póki co nie miałyśmy innego pomysłu gdzie je schować. A trzeba będzie coś wymyślić bo na wiosnę wezmą się za remont dachu.
Sibia, gdybyś mogła to spryskaj je walerianą bo koty same mogą ich nie odnaleźć. Jak nie masz, to ja to zrobię we wtorek. To rada mojej sąsiadki, Ewy.
A może ktoś ma kontakty z mediami, żeby nadać sprawę. Jakiś reportaż czy coś. Coraz więcej takich spraw się pojawia, a większość kończy się na przyjęciu zgłoszenia, albo i to nie.
To na tyle moich rozważań, idę spać. Wszelkie pomysły i rady mile widziane.