Mam go od _kathrin. Nie wiem jakie są jego wcześniejsze losy, bo jakoś nie było czasu na poznawanie historii kocurka. Kathrin przyniosła w transporterku miauczące "coś", chwilę pogadałyśmy i już jej nie było
Kotek powędrował do łazienki. Uspokoił się szybko, głaskany rozmruczał się na dobre. Ale każda próba podniesienia go kończyła się rozpaczliwym chwytaniem rozczapierzonymi pazurkami wszystkiego, co pojawiło się na drodze. Siedziałam długo w łazience, mówiłam cicho... Podstępem przemyciłam obcinaczki i ukróciłam pazurzyska. Pełen sukces, kociak mruczał przez cały zabieg... Oswoimy go stopniowo. Na razie ucieka jeszcze od wyciągniętej ręki, kuli się... Mam nadzieję że to mu szybko minie. Jest żarłokiem nieprzeciętnym i pewnie łatwo podda się oswajaniu metodą "na żarcie". Będę dawać tu znać jak postępy
A oto sprawca naszych ran drapanych:




