Moje Pracusiowe ogonki dbają by mi nie zabrakło atrakcji

.
Właśnie dzisiaj miałam napisać, że DymekMisio już zdrowy i będzie trochę spokoju ale nic z tego.
Dla odmiany Snejki dał dziś kaskaderski popis.
Wyskoczył mi przez okno dachowe z mojego pokoju na poddaszu

. Zjechał po stromym dachu i na szczęście wylądował na zasypanych śniegiem krzaczkach.
Nie wiem jakim cudem nóg nie połamałam lecąc w szpilkach po schodach.
Chyba strach co zastanę na dworze dodał mi skrzydeł. Jest cały, ale był trochę przestraszony.
Najgorsze, że zrobił to na moich oczach. Widziałam, że wszedł na to pudełko ale wcześniej już tam siadywał i tylko niuchał sobie świeże powietrze. Jak doleciałam do okna, to jego tył był jeszcze w środku, ale wyśliznął mi się z rąk jak wąż.
I wiecie co, ten głupek po 10 minutach próbował znowu wskoczyć na to samo okno. Nie mógł się przedostać (bo zmniejszyłam uchył) to wisiał sobie zaczepiony pazurami o framugę aż go pogoniłam.
On lubi przesiadywać na parapecie, a w ciągu dnia nie bardzo może i chyba myślał, że u mnie sobie posiedzi, a tu niestety nie ma parapetów.
