Hej,
Przepraszam, że nie odpowiadam za szybko, ale mówiąc brzydko mam zajob w pracy i dzisiaj przegoniło mnie po Okęciu i okolicach przez cały dzień.

Dlatego dopiero teraz mogę coś napisać.
Jestem rozdarty, szczerze mówiąc. Z jednej strony - dla mnie osobiście, a i dla mojej TeŻetki zwłaszcza, sikanie nie byłoby problemem, Józkowi z nerwów też się zdarzało. Problemem jest ewentualny konflikt z współlokatorem, który mimo własnego bałaganiarstwa wychodzi z zasady
ordnung must sein...
Drugim problemem jest fakt, że jak tylko oddaliśmy Stiepana (młodego), Józek, co pisałem w jego temacie, wręcz rozkwitł. To jest kot ogólnie wycofany, tyle że nas - jako tych najbliższych dużych - kocha. Gdy sprowadziliśmy drugiego kota, kompletnie się wycofał, siedział z nami oczywiście, czasem okupował łóżko, ale wystarczył najmniejszy szelest (nie mówię o czymś takim jak np. hałas upadającej książki, bo to już grzmot), by podrywał się i ze strachem patrzył co się dzieje. Wystarczył dosłownie jeden wieczór - ten kiedy oddaliśmy Stiepana, by zauważył że znowu jest sam - i nagle rozkłada się nam na łóżku, mruczy znowu, przytula się na maksa. Obawiam się, że gdybym znowu wprowadził do domu drugiego kota, byłby ten sam problem, a - wybaczcie brutalny osąd - zdrowie mojego rezydenta jest najważniejsze i nie chcę go stresować, bo to jednak kot który trochę przeżył, zanim trafił na nasz dom.
Dlatego ciągle nie mogę zdecydować, Kaśka (vel RumHelka) na pewno potrzebuje pomocy, i być może miałaby u nas dobrze, ale blokuje mnie układ współlokatorski no i że tak powiem, komfort psychiczny samego Józka...