Panowie Bruno i Teodor, dawni niekochani, przesyłają pozdrowienia zimowe
Dzisiaj pierwszy raz byli na śniegu
Postanowiłam ich wziąć na dwór bo tam wyglądali przez okno, miauczeli mocno. No i...
Teodor został zniesiony jako pierwszy. Bałam się o niego w kontekście jego układu oddechowego, ale o dziwo, na dworze chrumczał nawet nieco mniej niż w domu. Okazało się, że ma usposobienie prawdziwej pantery śnieżnej
Z wielką radością zrobił spacer po całym podwórku, sprawdził, czy w śniegu można kopać, oglądał sobie wszystko co było do obejrzenia. Wcale nie zmęczył się i sam wszedł po schodach budynku na górę - oczywiście na smyczy. Nie robił wrażenia ani przestraszonego ani niechętnego, raczej jak bralam Bruna to on się dopominał, że chciałby jeszcze, Zobaczcie proszę jaki piękny kot z Teodora.


Bruno zszedł jako drugi. Próbował czy na śniegu można zrobić skoki i czy można się tarzać, szybko jednak zaczął miauczeć, że chce iść do domu, wydawał się mocno zainteresowany śniegiem
Oczywiście zniosłam ich na świeży śnieg. Schodzili ze mną po kolei, na zamknięte podwórko, nie było psów ani żadnych innych potencjalnych konkurentow. Zejście ze schodów na rękach, powrót w dowolny sposób - Teodor na własnych łapach dziarsko szedł, Bruno chciał żeby go kawałek nieść. Teraz Teodor szczegółowo się myje a Bruno leży w pozycji "kot zdechł" i bawi się.