Za ciszę przepraszam, ale dokładnie tak było: Włóczka się włóczyła...
W pewnym momencie pojawiły się plany żeby Lizunia pojechała ze mną na święta, ale jednak skończyło się na ich spędzeniu osobno. Liza pod opieką Cioci Gosi

a ja w rodzinnych pieleszach. Powód osobności: z "rodzinną" Myszką przed świętami było coś nie tak, nie bardzo chciała jeść - no więc nie chciałam jeszcze "dokładać do sytuacji"......................
Po świętach powitał mnie stęskniony i nieco obrażony.... WoreczekBezDna

Wróciłam koło południa, przywiozłam z sobą trochę kurzyny, włożyłam głodnemu kotkowi na miseczkę po wejściu... Zjadła sporo, pokazuje że nadal głodna. Poprawiła jeszcze pasztecikiem (całym).....

No dobrze, niech jej będzie, w końcu rano nie dostała mokrego.... Na kolację znów cały pasztecik i w sumie czemu by nie więcej...
Kolejny dzień: śniadanko: pasztecik i czekamy na jeszcze. No ok, dołożyłam trochę kuraka po jakimś czasie. Wyglądało że wystarczy. Przed wyjściem ok. 11:00 (bo znów musiałam wybyć na dobę z powodów rodzinno-kocich) włożyłam jej na spodek co nieco, z myślą że postoi trochę i będzie spożyte na obiad (z kolacją miała przyjść Zaprzyjaźniona Duża

) Nie zdążyłam wyjść, spodek się zrobił pusty.........................
Przecież Ciocia Gosia karmiła kotka, zostawiana ilość mokrego odpowiadała mniej więcej temu ile Lizunia zużywała wcześniej na dzień; do tego stało suche..... Nie wiem, może coś jej się tak poustawiało w związku z zostawaniem w swoim poprzednim domu................ ??................
Kręgosłupka już nie można przeliczyć, jak na początku (to akurat dobrze). Kiedy zaczynałyśmy leczyć problemy z ząbkami Lizunia ważyła 3.80 i to podobno było nieźle jak na kotkę. Co prawda ona jest długa i wysoka, więc wg mnie jeszcze trochę może "wejść" bezkarnie - ale chyba będę się musiała pogimnastykować trochę żeby ze smukłej damy nie zrobiła się beczułka....
No a dzisiaj wróciłam, już zza drzwi miauczenie, po moim wejściu ocieranie, spożycie paszteciku, a potem bieeeggg do mnie kiedy poszłam do pokoju - musiałam trochę z nią usiąść na tapczanie, a ona nie wiedziała co ma zrobić, wejść w dużą, dużej w rękę, alboco...... Kotek się stęsknił bardzobardzobardzo.......
A teraz siedzimy sobie obie przy komputerze, kotek do mnie przyłożony, co jakiś czas upomina się o głaskanie.... I już spokój....
