No mam informacje od innych „mamuś” takich „gapciów” jak Tasza.
Okazuje się, że to częstsze, niż można by przypuszczać
i żadnej z nas lekarz nie poinformował o takiej możliwości powikłań.
Ja nie wiem, czy oni na studiach to drzemali na wykładach
o powikłaniach, czy jak,

bo na tylu wetów z którymi rozmawiałam
ani jeden, ani kurna jeden nie wspomniał nawet, że istnieje taka
jednostka chorobowa jak powikłania neurologiczne po pp.
To teraz i tak już niczego nie zmieni, ale zaoszczędziło by opiekunom
tygodnie zastanawiania się, co się z kociakiem dzieje.
Wiem, że w czewie są 3 takie kociaki – znaczy trzy o których wiem,
bo ile jest w rzeczywistości… ?
Będę starała się wszystkie zawieść do wawy, albo Krakowa do
wet – neurologów, ale na razie to odległa kwestia.
I tak mam takiego Gapsiocha – Taszę.
Dziś moja siostra zastanawiała się nad ćwiczeniem łapek.
Tyle, że "to" nie uleży spokojnie nawet chwilki hi,hi.
Floryda pokazała mi ćwiczenia z patyczkiem i często je uskuteczniam,
a na razie najlepszą rehabilitantką do Taszy jest Ivi
i ostatnio nawet Kirek, który chyba zaczyna przełamywać niechęć
do tego czegoś małego, co mu łazi pod nogami i wyjada z miski hi,hi
i powoli, nieśmiało zaczyna przyłączać się do zabawy.
Niestety Kira jest nieugięta i kociaki schodzą jej z drogi.
Jest wybitnie niezadowolona z faktu, że w domu są inne koty
i omija je szerokim łukiem.
Strasznie mi jej szkoda czasami, bo była pierwsza – znaczy
pierwszym kotem jakiego mieliśmy i została panią na włościach
a teraz ta sytuacja wyraźnie ją stresuje, ale ma swój fotel
i poduszkę mojego siostrzeńca, na które nie pozwolimy wchodzić dziewczynką,
żeby Kirunia wiedziała, że są w naszym domu tylko JEJ miejsca
i nikt jej ich nie zajmie.
Sylwester.
Gdy moi znajomi pytali mnie, gdzie spędzam sylwestra,
odpowiedź była prosta – w kocim domku

– połowa nie rozumiała gdzie to hi,hi.
Kirek był masakrycznie zestresowany i przez 2 dni nie wychodził
z pod łóżka.
Bał się wystrzałów, podobnie zresztą jak mój pies,
który wpadał w panikę i nie załatwiał się dwa dni.
Tasza też się bała.
Oczywiście strzelanie zaczęło się już na tydzień przed nowym rokiem.
Cholerne dzieciaki całymi dniami odpalały petardy pod moim oknem.
Ostatniego dnia nie wytrzymałam i zrobiłam na dworze awanti.
Była cisza przez jakieś 2-3 godziny, ale dobre i to.
A teraz patrzę jak dziewczynki śpią i czekam na fotoaparat,
który Tż ma mi przynieść, żeby pocykać dziewczynką troszkę fotek
i zgrać zdjęcia Suńki ze schroniska.