
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Never pisze:
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Mowia, ze milosc jest silniejsza od smierci, coz, moja przyniosla dla Kaczuszki wyrok. gdybym nie poporsila o jej zabranie, zylaby jeszcze. Na zlomowsku miala opieke, nocowala w kanciapie, nic by jej nie rozjechalo, bo nie weszlaby na droge, za wolno sie poruszala.
Zafundowalam jej 10 dni potwornych ciepien w szpitalu i najgorsza z mozliwych smierc - przez uduszenie. Dowiedzialam sie, ze po podaniu jej czopku (podawany 3 razy dziennie na poprawe oddychania) w chwile potem osoba siedzaca kolo Kaczuszki przy psie na kroplowce (jako jedynej pozowlono je zostac po godzinach odwiedzin) zawolala, ze kot sie dusi. U Kaczuszki pojawil sie krwisty wyciek z pyszczka, kiedy zabrano ja na sale operacyja miala juz zjezony ogon, co podobno jest oznaka umierania, byla intubowana, dostala adrenaline, ale to nie pomoglo. Po wyjeciu rury do intubacji z pyszczka wyplynal jej krwisty plyn...
Taka informacje mi pozniej przekazano.
Nie wiedzialam, ze cos sie dzieje, bylam w poczekalni... Potem lekarka mi powiedziala, ze podejrzewala ze Kaczuszka nie przezyje dzisiejszego dnia, ale nie chciala zabijac we mnie nadzieji... Ja nie mialam pojecia, ze jest tak zle, ona wygladala tak jak co dnia, poza atakami dusznosci, ktore ustepowaly po podaniu leku. I byla bardziej niz zwykle niespokojna. A ja tak bardzo chcialam wierzyc w to, ze jest jeszcze szansa, po tych wszystkich dniach walki, ktore przetrwala.
Nie wiem co jeszcze napisac? Cudu nie bylo. Gdybym wierzyla w jakiegokolwiek boga, znienawidzilabym go za to, co przezyla ta malutka koteczka. A tak zal moge miec tylko do siebie - bo to przeze mnie tak bardzo cierpiala. I nikt mnie nie przekona, ze jest inaczej, prosze nie probujcie nawet. Nie wiem jak wroce do domu, nie wiem co dalej bedzie, mam nadzieje ze zezra mnie wyrzuty sumienia, tylko ze Kaczuszce nie wroci to zycia. I nie cofnie cierpien, jakich doznala. Przeze mnie.
Kaczuszka zostala w lecznicy, jutro zostanie zabrana i spalona. Tak bedzie najlepiej z uwagi na ryzyko zarazenia wirusem pp. Zreszta, mojej Kaczuszki i tak juz nie ma
W lecznicy jest kolejny kotek chory na pp - byl w klatce obok Kaczuszki kiedy nie wiedzielismy jeszcze co jej jest, prawdopodbnie zarazil sie od niej, raczej nie ona od niego, chociaz nie wiadomo. Kotek szuka ozdrowienca do transfuzji na sobote - gdyby ktos mogl pomoc, bardzo o to prosze...
Edit: porsze nie zaplajcie swieczek
Never pisze:Mowia, ze milosc jest silniejsza od smierci, coz, moja przyniosla dla Kaczuszki wyrok. gdybym nie poporsila o jej zabranie, zylaby jeszcze. Na zlomowsku miala opieke, nocowala w kanciapie, nic by jej nie rozjechalo, bo nie weszlaby na droge, za wolno sie poruszala.Zafundowalam jej 10 dni potwornych ciepien w szpitalu i najgorsza z mozliwych smierc - przez uduszenie.
Never pisze:Nie wiem co jeszcze napisac? Cudu nie bylo. Gdybym wierzyla w jakiegokolwiek boga, znienawidzilabym go za to, co przezyla ta malutka koteczka.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, MIKI03 i 270 gości