Jakiś ten dzień zupełnie nie taki, jak powinien być. Jak już się ogarnęłam i pozbierałam to okazało się, że ostatni powrotny autobus do tego lasu, gdzie mieszkam mam o... 19.30.

U mamy byłam raptem półtorej godziny...

No kto kończy kolację wigilijną o 19???
Smętnie jest.
Aby-Baby podłączona do wlewów. Słabiutka.
Sagala gaśnie. Coraz mniej je. Reaguje tylko wtedy, gdy kładę się obok - przytula się wtedy mocno do mnie. I mruczy... Stawy ma coraz bardziej sztywne, ale z uporem wskakuje na łóżko.
Ofin - lepiej, ale cały czas właściwie śpi. Wstanie na chwilkę - zjeść troszkę, napić się i do kuwety. W nosie mniej świszczy. Skóra się powoli goi.
Ot, Wigilia w hospicjum...