Dzięki, dagmara - przejrzałam, i nie podałam. Wydawało mi się, że nie jest aż tak źle, by ryzykować polopirynę, i miałam rację.
Maluch jest bardzo miziasty i kochany, tylko że okrutny żarłok. Zje wszystko, co się znajdzie w misce i okolicach - na szczęście talerze go nie interesują, w przeciwieństwie do Mefa. Już jesteśmy po odpchlaniu i odrobaczaniu, wkrótce szczepienie.
Mefowi się szykuje kastracja, bo się staje nie do wytrzymania.

Byliśmy na cięciu pazurków - bo ja się boję, że go skrzywdzę - i nie dał sobie zrobić manicure'u, wyrywał się, wrzeszczał, pogryzł mnie i weterynarkę. Do tego wylizał maluchowi Fiprex, miał biegunkę, i miał dostać antybiotyk, i nie dał sobie zastrzyku zrobić, w końcu dostałam tabletki - wcina je jak cukierki.
Oliwia się wciąż przyzwyczaja. Teraz można już przejść obok kuwety i z niej nie ucieka, tylko nie można na nią patrzeć. Umiłowała sobie miejsce na krześle obok kaloryfera.
Przyszła dziś na piętro, wskoczyła na biblioteczkę i zaczęła się dywanem interesować... I w końcu do niego wlazła.

Jak się zaczęłam śmiać, to uciekła...
Problemów kuwetkowych nie ma, ale kanapę już trzeba było wyrzucić, była nie do odratowania.