Zadzwoniłam więc do straży pożarnej, a tam powiedziano, że nie będą jechać tyle kilometrów o jakiegoś kota, a poza tym kot taki może zaatakować strażaka....







I tu zaczęła się całe zamieszanie...postanowiłam, że poruszę niebo i ziemię, aby tego kota zdjąć, inaczej zdechnie z głodu.
Kilkadziesiąt telefonów, kilka poruszonych osób i się udało

Pojechałam tam na miejsce i rzeczywiście drzewo było ogromne i tylko straż mogła pomóc.
Żeby nie było za nudno po drodze mieliśmy mały wypadek, ale skończyło się tylko na zmianie koła....
Kotka odwiozłam do lecznicy, został tam do jutra na obserwacji.
Koteczek jest przecudny, biorąc go na ręce wtula się i mruczy.
Teraz sobie leży na podgrzewanej podusi pod dobrą opieką cudownych wetów

Mam nadzieję, że będzie zdrowym kocurem i zacznie jeść

Zdjęcia postaram się jutro dodać, to młody 5 miesięczny buro biały kocurek, nazwałam go Strażak
