Wyłaniam się z otchłani zapomnienia... i wszystkiego dobrego wszystkim

Kota ma się dobrze - waży kilo więcej, dzięki czemu wygląda jak normalny kot. Okazuje się, że Galilea w formacie 3,5 kilo przypomina całkiem porządnego, proporcjonalnego dachowca. Część z tej wagi doszło po sterylizacji, ale przynajmniej połowa przed, co znaczy, że w labie musiała niechętnie jeść.
W próbie nieutuczenia jej bardziej chciałam ją przestawić na RC Sterilized, co skończyło się dzikimi protestami o czwartej nad ranem. Teraz mieszam RC i Hillsa. Wiem, że tak się nie robi, ale nie chcę mieć kuli z kota i nie chcę kota głodzić...
Próbowałam też Orijena. Je, ale nie lubi. No i muszę wymyślić jakieś sensowne mokre, bo zdaje mi się, że to na Bozicie się pasie. Może nie powinnam się na razie przejmować? Jak się zrobi cieplej, zabiorę ją do weta na przegląd kota, odrobaczanie itp. i dopytam.
Poza tym kocha mnie za/wzięcie i za/żarcie, obmrukuje co rano i galopuje po mieszkaniu jak dzikus.
Jeden sukces pedagogiczny - wychodzi do gości, a gościom których trochę zna daje się bez problemu głaskać. Już nie ma chowania się w panice za pralką, co najwyżej ostrożny dystans.
Bałam się choinki, ale się okazało, że Galilea traktuje ją jak mebel. Obejrzała, powąchała... niech se stoi. Już nie stoi co prawda - już luty!

Wkrótce się poudzielam na czarownicowym.