

A historia jest zadziwiająca... i być może niektórzy nie uwierzą, ale ja wierzę, że pewne rzeczy nie dzieją się przypadkowo. Otóż jak wiadomo, od jakiegoś czasu szukaliśmy nowego, kociego członka rodziny. Pomysł pierwszy był taki, żeby pójść do opolskiego schronu, ale z powodu pp, która tam szalała musieliśmy zrezygnować. Pojawił się wątek na forum... a tu - wiele stworzeń potrzebujących pomocy i domu i nasze wyrzuty sumienia, że wybierając jedno, skreślamy drugie... taka okrutna selekcja. Wiem, że w gruncie rzeczy tak nie jest, ale wtedy nie byliśmy w stanie wybrać i zadecydować, który z "kandydatów" zasługuje najbardziej na nowy dom, bo wszytstkie zasługują na kochającego ludzia tak samo. Pojawiła się wspomniana Zara, która oczarowała nas wszystkich, ale Zara dostała szansę na domek ze swoją kochaną Bunią i ostatecznie zamieszkała w Częstochowie. Pomyśleliśmy, że może trzeba jeszcze trochę poczekać... i tak oto przedwczoraj Duża sprzątała mieszkanie i m.in. wycierała kurze na półce, gdzie stoją zdjęcia naszych footer. Za jednym z nich był kłębuszek rudej sierści wyjęty ze szczotki już po pochówku Czarka. Kłębuszek powędrował do ramki ze zdjęciem Cezara a Duża wypowiedziała wtedy magiczne słowa, które miały moc zaklęcia. Coś w stylu: "Cezarku, ty prędzej czy później przyprowadzisz do tego domu jakiegoś kotka, tak, jak przyprowadziłeś Pumkę".
Następnego dnia Duzi wybrali się do kościoła. Mijając bloki zauważyli, że idzie za nimi biało-rudy kłębuszek. Kicia łasiła się do nóg i odprowadziła Dużych pod same drzwi. Duża dowiedziała się od pewnej pani, która szła za nimi, że kotek błąka się od tygodnia pod blokami i że nikt go nie szuka


