Ojej... chwila grozy. U Nikusia pod brodą znalazłam guzek. Okrągły i wyraźny. Pokryty gładko sierścią. Pomacałam najbliższy ząb - nie boli. Kot rześki i wesoły. Zaczęłam się zamartwiać, że nowotwór. Kurczę, nie spałam całą noc, ale nad ranem stwierdziłam, ze zaczekam ze trzy dni, bo go nie boli, a zobaczę, czy rośnie i co się w ogóle z nim dzieje, czy kot je itp. No i dzisiaj rano dotykam - a tu odpada jakiś strupek, którego przedtem nie było widać, a guzek jakby mniejszy. Wygląda na to, że chyba się uderzył w bródkę, on czasem panicznie ucieka jak ktoś zadzwoni. Jeszcze będę się przyglądać, ale chyba...uff!
A Kizia... odważniejsza po kropelkach. Rano pogoniła Puchasia. Muszę jej limitować te kropelki, bo Puchaś wpadł w depresję i siedział cały dzień na szafie. A sika... może trochę mniej poza kuwetą? Drobny sukces
