Najpierw coś na wesoło
Wczoraj był u mnie człowiek (brat znajomej), jeden z potencjalnych kupców chętny na moje mieszkanie. No i pośredniczka. Poważna rozmowa, siedzimy przy stole. I... najpierw pojawia się Murzynek, stanowczym, bardzo zdecydowanym krokiem podbiega do gościa, wskakuje mu na kolana i zaczyna mruczeć. Z kolei Szarota robi to samo w stosunku do pośredniczki (no, ona to psiaro-kociara). No i mamy poważną, negocjacyjną rozmowę z kotami na kolanach

. Od razu miła atmosfera się zrobiła, taka swojska (okazało się, że gość nie miał nic przeciwko temu

).
Aha, jeszcze Rademensik przegalopował raz i drugi po stole

Przed chwilą spróbowałam wypuścić Elfinkę. Dopóki byłyśmy same w kuchni, było ok. Mała zwiedzała, ocierała się o nogi. Ale potem spróbowałam uchylić drzwi i weszła Szarotka. To był moment... i obie pani skoczyły sobie z wrzaskiem do oczu. Błyskawicznie przeniosły się do pokoju i tam najeżone, na sztwynych łapach zamierzały kontynuować rozróbę. Elfinka warcząca, gotowa do gryzienia. Nie było rady, za rękawice i spowrotem do klatki

. A już miałam nadzieję, że będzie ok, bo przez pręty klatki ostatnio już warkotów nie było. W kuchni jej zamknąć samej nie mogę, bo kuchnia nie ma swojego ogrzewania i błyskawicznie wymarza. Może przeholuję klatkę do pokoju, niech mała będzie bardziej w centrum. Chociaż i w kuchni kociaste wciąż się plączą.
Soniu, Charliś nie ma tego co Brucek, inne zupełnie wyniki. Gdy dostał tych ataków, byłyśmy z Anją w kontakcie.