Koty są pełne niespodzianek. Trisza z kociakami jest u mnie prawie 3 miesiące a dopiero niedawno zauważyłam, że bura szylkreta nie ma kawałka języka. U mnie na pewno go nie zgubiła, więc taka musiała być od początku. Ciekawe czy sepleni.
Wczoraj o godz.6 rano zastałam Plamkę w stanie hipoglikemii. Właściwie wtedy nie byłam pewna co jej jest, wyglądało na agonię. Intuicyjnie podałam jej bardzo zagęszczoną glukozę. Po kropelce na język. Najpierw bardzo przyspieszył się jej oddech aż ziajała. Napięcie mięśni nie malało i nadal jej głowa odchylała się do tyłu, więc podałam jej trochę Luminalu w czopku. Po jakimś czasie Plamka się uspokoiła. Przykryłam ją a ona spała. 2 godziny później nakarmiłam ją niewielką ilością RC Convalescence ze strzykawki. Karmiłam ją jeszcze 3 razy w ciągu dnia i wcale się jej to nie podobało. Miałam zamiar prosić dzisiaj wetkę o wizytę domową i uśpienie Plamki jednak o godz.7:30 zastałam ją przy misce. Plamka jadła. Potem nadstawiała się do głaskania i mruczała. W ciągu dnia jadła jeszcze trochę, piła wodę. Nadal jest słaba i może być to tylko chwilowy zryw z jedzeniem.
Wczoraj nie było mnie w domu kilka godzin. Wróciłam wieczorem i niedługo po moim powrocie usłyszałam dziwny krzyk Matexa. Drapał się za prawym uchem i pokrzykiwał. Spostrzegłam, że rozdrapał sobie skórę aż do krwi a ucho było grube jak śliwka. Matex załatwił sobie dorodnego ropnia, który powiększał się z godziny na godzinę. O godz.1 postanowiłam naciąć ropień, bo wizja zafajdanego mieszkania po rozdrapaniu skóry niezbyt mi się podobała. Po nacięciu wycisnęłam ile się dało przy wrzaskach Matexa i przemyłam wielokrotnie wodą utlenioną. Dzisiaj u weta Matex pod znieczuleniem miał płukane miejsce po ropniu, podane miejscowo jak i ogólnie antybiotyki. Dostał też zastrzyk przeciwzapalny.
Ogólnie jednak jest spokojnie i sielsko.
