Witaj, mam na imię Alek, co prawda, jestem tylko "zwykłym" burym kocurkiem o zielonych oczętach, ale pozwól, że wymruczę Ci swoją (smutną) historię. Jaka była moja historia? Napewno smutna, bo życie mnie niestety nie rozpieszczało, nie było usłane różami, nie pamiętam nawet skąd pochodzę, co robiłem, może kiedyś miałem dom... ? ludzi, własne miseczki, i kanapę, na której mogłem się wylegiwać bez końca, tego nie wiem. Pamiętam tylko ludzi, którzy powiedzieli że będzie dobrze, że już jestem bezpieczny, i ten budynek, a w nim zapach leków, odgłos szczekających psów, atmosfera smutku i cierpienia. Nie wiedziałem gdzie jestem i co mi zrobią. Nie wiedziałem że jestem już bezpieczny, że ludzie są wbrew pozorom dobrzy, że potrafią pogłaskać i przytulić, a nie tylko uderzyć i sprawić ból. Ale na wszelki wypadek, wolałem się schować, zniknąć, rozpłynąć, żeby nie czuć już bólu, i strachu. Ktoś na początku powiedział że "będzie dobrze", dwa magiczne słowa, tak ważne w moim życiu. To nie były puste słowa, miały jakieś znaczenie, znaczenie dla mnie, bo uwierzyłem że faktycznie będzie dobrze. Zaczynałem się otwierać, ufać i wierzyć w lepsze jutro, ale mimo wszystko, czasami jednak schować, i zaszyć się gdzieś w kąciku (na wszelki wypadek) żeby nikt nie zrobił mi krzywdy. Bo w głębi duszy byłem miziakiem, gdzieś pod tą burą skorupą krył się prawdziwy miziak, a pod wpływem jej głasków zaczynałem to sobie powoli przypominać, i wtedy, faktycznie przypominały mi się te wszystkie, przyjemne chwile, nie złe, o których chciałbym zapomnieć, tylko te dobre, które utkwiły mi gdzieś głęboko w pamięci, te "domowe" zapachy, dźwięk telewizora, odgłos kroków w przedpokoju, ciepły dotyk na swoim futerku, nagle poczułem się jak w domu, ale rzeczywistość była jednak inna. Kiedy przyjemny dotyk się już skończył, zobaczyłem tylko puste ściany, kiepskie jedzenie, i ludzi, którzy odchodzili, zajęci swoimi sprawami. Nie byłem w domu. Wciąż tylko strach, pustka i samotność. Skąd brać nadzieję na lepsze jutro, skoro ludzie odchodzą, nikomu nie jesteś już potrzebny, jak stary niepotrzebny pluszak, którego można wyrzucić do śmietnika. W schronisku jest tyle miziaków, idź do nich, a ja posiedzę sobie w tym ciemnym kąciku i pomruczę, w samotności.






Już jesteś bezpieczny, malutki

Alek faktycznie się przełamuje, czuję że coś "pęka", ale jeszcze nie czas. Mamy go jednak bardzo dużo, więc nie ma pośpiechu. Jedno jest pewne, Alek jest u nas kochany, i na dodatek rozpieszczany, mimo charakteru, każdy kot, nawet ten najbardziej dziki zasługuje przecież na miłość, czyż nie? A teraz trochę o Alku, Aluś, zwany też Pulpecikiem, praktycznie całe dnie spędza na szafie, zawsze lepsze to niż jakieś mroczne zakamarki, ale dziury mamy już pozatykane, więc chyba dlatego "nocuje" na wysokościach. Ma tam doskonały punkt obserwacyjny, widok na cały pokój. Czuje się tam bezpiecznie i trzeba to uszanować. Kiedy człowiek podchodzi do szafy, Alek powoli się wycofuje i ucieka po meblach na drugi koniec, żeby zejść sobie z półeczki i dać dyla. Nawet jak człowiek jest niższy od niego, Alek musi uciec i już, wieczorem jest zupełnie inna sytuacja - kot podchodzi z podniesionym ogonkiem, i przyjaźnie obwąchuje palce. Kiedy nie mam jednak w łapach czegoś smacznego, to mogę się... wypchać, zobaczę tylko bury tyłek z pręgowanym ogonkiem, chociaż bardzo chciałabym zobaczyć ten sam tyłeczek na kolanach, czy chociaż na kanapie, a nie na szafie, kiedy wyciera nim wszystkie kurze... sądzę że nastąpi to szybciej niż się tego spodziewamy, jak w przypadku Kaya, strachliwego kota, który pokochał człowieka całym sercem i kocha go nadal! Tak naprawdę, to marzy mi się super domek dla Alka, może forumowy, kto wie? ale z tym może być ciężko. Zresztą, sami wiecie jak to jest... kot miziasty - duuuuża szansa na dom, kot nie miziasty, maaaała szansa... gdybym mogła, to Alek zostałby u mnie na stałe. Jest moim ideałem kota. Nie pcha się na kolana, nie łazi po klawiaturze, nie wtyka nochala do kubków czy talerzy, jak Kay. To ideał kota...
Trochę się rozpisałam
