Jak zwykle po smutkach przychodzą radości.
Dzisiaj otrzymałam maila z domu Smarkula. Dla przypomnienia - Smarkula znalazłam gdy miał około pół roku zanim trafiłam na to forum. Był jednym z moich rezydentów przez 4 lata. Gdy miał ponad 3 lata zaczął znaczyć w mieszkaniu mimo, że lubił towarzystwo kotów. Wiedziałam jednak, że zbyt duża konkurencja i rotacja kotów nie służy jego psychice. Postanowiłam oddać go jeśli znajdą się odpowiedni ludzie. Tacy właśnie ludzie znaleźli się bodajże w czerwcu czy lipcu 2008r. Smarkul na przeprowadzkę musiał poczekać jeszcze 2 miesiące.
Oto mail: „Witam Pani Mirko.
Dawno nie miałyśmy kontaktu. Pod względem kocim u nas wszystko baaaaaaardz dobrze (o reszcie nie warto mówić).
Smarkul zwany przez nas Mrałkotkiem

zadomowił się już na dobre. Jest uwielbiany przez naszą trójkę i nie tylko - no w sumie nie ma nikogo, kto mógłby powiedzieć na niego złe słowo. Wiosną przyszłego roku planujemy przeprowadzkę. Do naszego obecnego mieszkania będą się przeprowadzali teściowie, którzy tak lubią Smarkula, że pytają, czy kot zostaje na wyposażeniu domu, bo oni bardzo chętnie. Oczywiście kot idzie z nami, boję się tylko, jak zniesie taką zmianę.
Smakołyki - do ulubionych pomidorów doszła jeszcze czerwona papryka, kulki winogron, dynia! i herbata, najlepiej pita z mojego kubka albo z kubka męża.
Generalnie kocio-psocio nic nie niszczy, miał w ciągu tego roku z kawałkiem naszego wspólnego życia trzy "występy" pt. sikamy nie tam gdzie trzeba. Za każdym razem była to albo torba podróżna albo walizka. Być może to swego rodzaju protest z jego strony. Aaaaa, ostatnio mu się zdarzyło na pokrowiec od gitary, która mąż przywiózł z działki. Dlaczego - nie wiem.
Pod względem zdrowotnym wszystko dobrze. Jeżdżę z nim co pół roku do weterynarza. Ostatnio byliśmy w ubiegłym tygodniu. Lekarz powiedział, że kot jest w bardzo dobrym stanie, odrobaczyliśmy się, zważyliśmy - 7,5 kilo żywej wagi... Najbardziej to odczuwam w nocy, kiedy śpię na brzuchu, a kot kładzie mi się centralnie na plecach. Mąż się śmieje, że wtedy jakoś tak dziwnie ciężko oddycham.
Zapewne brak mi dystansu, ale czasami patrzę na kocia tak trochę z boku i mam wrażenie, że jest u nas szczęśliwy. My z nim również, bo jest bardzo kontaktowym zwierzakiem, do tego niesamowitym pieszczoszkiem i czyścioszkiem. Jak można nie kochać takiego przyjaciela.
W dalszej rodzinie mamy kota Fanta, który uznaje tylko jedną osobę i to wcale nie tą, która go karmi. Każda próba podejścia i dotknięcia Fanta kończy się dotkliwym pobiciem łapkami i podrapaniem. Latem, na weekend trafiła do tego samego domu koteczka (ciocia dzwoniła do Pani po informacje). Koteczka oczywiście została, była cudownym, łaszącym się i przymilnym kociakiem - do momentu, kiedy skumplowała się z Fantem. Teraz zaczyna na wszystkich, poza domownikami, syczeć i uciekać. Śmiejemy się, że Fant ma zły wpływ na Pułapkę (takie dostała imię, na cześć całej sytuacji).
I tak patrząc na takie "egzemplarze" człowiek docenia jeszcze bardziej otwarty charakter swojego pupila.”
A to Smarkul.

Otrzymałam też wieści z domu Arniego i po prostu jest super. Odpisałam, że Arni miał szczęście trafiając na swoich ludzi. W odpowiedzi otrzymałam te słowa "to chyba bardziej nam się udało, bo nie spotkałam jeszcze kota który wpuściłby człowieka do swojego świata a on zdaje się to robić..."
Na razie jedno zdjęcie Arniego z komórki.
