Na swój sposób nie mogę się Misi w domu doczekać. Wiem, że po operacji to lepiej żeby była pod obserwacją weterynaryjną.
W ramach skracania oczekiwania anegdota:
Moja Noreczka jest domową obrończynią kociej godności w każdy możliwy sposób. Nie dość, że sama prawie nie daje się dotknąć np. przy obcinaniu pazurów, czy choćby wyjęciu śpiocha z oka, to jeszcze jest obrończynią całego stada. Choć nie przepada za małymi kluskami - tymczasami i tak jest w stanie ich bronić. Pazurami i zębami. Wbijanymi w moją łydkę. Kiedy uczę tymczasy, że mają nie wchodzić na okolice kuchenki, zdarza mi się podnieść głos (komenda "Zejdź"). Jeśli akurat coś się pichci, mogę to zrobić zbyt gwałtownie. Wtedy przybiega Noreczka i "przywołuje mnie do porządku"
Dlaczego o tym piszę?
Bo wczoraj Misia strasznie miauczała kiedy rano wracałam z nią od weta do domu. Wchodzą widziałam przed sobą Noreczkę w pogotowiu i z miną mówiącą: "Czy ona tak miauczy, bo ją boli? Czy Ty jej po prostu krzywdę robisz? Bo wiesz, ja tu stoję, ja wszytko widzę. W razie czego, wiesz..." To mówiła mi Noreczka ze wzrokiem bazyliszka, a ja drżałam o swoją łydkę.

Kiedy zamknęłam Misię w łazience, wytłumaczyłam jej, że Misia miauczała, bo ją boli, bo się boi, bo nie wie gdzie jest, dlaczego.
