Joś jest typem kota, którego jak się posadzi, tak siedzi. Jest mu wszystko obojętne, ale zdarzyły się mu już pozytywne przebłyski. Narazie siedzenie na kolanach nie sprawia mu przyjemności, po prostu na nich siedzi, tak samo jak siedzi na podłodze. Jest trochę dziwny i nietypowy. Na filmik jest taka krótka scena, jak Josiek się przewraca, wygląda jakby był conajmniej dolnie sparaliżowany, albo - co gorsza, umierał. To tylko pozory wywołane przez niepewność i zupełnie poddanie się, zarazem obojętność na otoczenie. Normalnie biega, czasem skoczy, nawet wczoraj chciał się bawić, ale brakło mu ostatecznie odwagi. Udało mu się raz skoczyć na pólkę z książkami, bo zauważył tam coś interesującego, coś czego ludzkie oko nawet nie dojrzało. Jest ogólnie fajnym, zwinnym kotkiem, choć wciąż jeszcze bardzo chudym.
Trochę to takie straszne, jak się dotyka tych wszystkim jego kosteczek, podczas głaskania - zwłaszcza żebra są mocno wyczuwalne, no i wszystkie zgięcia. Odrazu przypomina się ten metrowy szkielet imitujący szkielet człowieka z sali biologicznej, którego pani nauczycielka nazywana Zenkiem. Ten nasz zenkowaty Josiu jest jednak o wiele mniejszy, w porównaniu ze szkolnym Zenkiem, jest mikruskiem.

Jeszcze tylko dodamy, że cała ta wychudłość w schronisku jest całkowitą winą Joszka. To on, niedobry - się tak urządził.
Pozdrawiamy katowickie wolontariszki, a Joś przekazuje podziękowania z opiekę nad nim za czasów schroniskowych.
