A..........no chyba, że.
Wczoraj poznałam kota imieniem Palikot

, który jest takim łazikotem.
Błąkał się koło domu mojej mamy, dorosły, gruby, wykastrowany (jak się okazało).
Zabrał go mój brat do domu swojego, nakarmił i kot natychmiast się zadomowił, z każdym pogadał, poocierał się, umył. Jak ocs mu było nie tak, to łapał zębami.
Przespał noc a rano zaczął wyć pod balkonem. Na szyi miał obróżkę z adresownikiem i Paweł zadzwonił do właścicielki. Właścielka, powiedziała, ze to taki kot i ze ona już nie ma siły.
Żeby nie przedłużać - kot wyszedł na balkon i uciekł.
Chodzili, ciciali, obeszli pół osiedla - Palikot zniknął.
Pojawił się, jak przyjechałysmy z Vincem wczoraj pod blok Pawła.
Potem zawiozłysmy go do właścicielki. Opowiadała, że znalazła go właśnie tam, gdzie mieszka moja mama - chorego. Wyleczyła, wykastrowała i zamieszkał u niej z jej kotami. Ale co jakiś czas jakoś wywijał się z domu. Co jakiś czas przynosili go jacyś ludzie a raz nawet policja.
Jest sprytny, bardzo mądry, trudno go do czegoś zmusić.
Posiedzi u niej kilka dni ( tak mówi) i znowu wróci na stare śmieci ( tam tez jedna kobieta go dokarmia), potem pewnie podejdzie do mojego brata cos podjeść a potem do domu... i tak w kółko.
Zwariowałabym z takim kotem.