» Pt lis 13, 2009 10:12
Re: Sonia i Otis - cz. V - kocie fotki str. 66
Dziewczyny Kochane, piszę dopiero dziś, bo już po wszystkim, ale się narobiło!!!!
W środę był bieg niepodległości, start i meta obok mieszkania mojego Brata, więc nie omieszkał zadzwonić i zapytać czy biegniemy. Oczywiście. Biegła też nasza Zuzia, 10 km po raz pierwszy w życiu.
Marcin przyszedł więc na metę mimo deszczu, żeby się z nami spotkać. Podczas rozmowy wynikło, że nie był w sklepie, a święto i wszystkie zamknięte wiecie...więc zaprosiłam Go do nas na obiad, przyjechał chętnie...z gościem...Marcin ma kotkę, Sandżi, kotka ze stacji benzynowej śliczna dymna piękność z białymi skarpetkami. Sandżi to kotka, która niczego się nie boi. Za to moje koty się bały. Otis warczał...Sonia miała oczy jak spodki. A Sandżi nic. Wizyta trwała godzinę...a potem się zaczęło. Sonia zabunkrowała sie an szafkach w kuchni i ani myślała zejść. Dlaczego, bo przerażony Otis pobił ją ze dwa razy. Jak wpadli na siebie w ciemnym pokoju to tylko futro leciało. Sonia jadła na górnych szafkach i nosiłam ja na rękach do kuwety. Otis miał wiecznie ogon ala szczota i warczał pod nosem. Załamałam się. Noc spędzona na szafkach, Otis warował pod naszą sypialnią, bo się na niego obraziłam i nie wpuściłam. Rano, powtórka z historii, SOnia zjadła śniadanie zamknięta w łazience. Ludzie, dramat w trzech aktach skończył się wczoraj po 15, kiedy SOnia w swej łaskawości zeszła na niziny, co prawda jeżyła się, jak Otis wąchał ją pod ogonkiem, ale pudełko po jogurcie je pogodziło. UFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF....wiem jedno NA PEWNO się nie dokocę....