Całkiem zdrowa nadal nie jestem, ale tak dziwnie - mam gorączkę, boli mnie głowa i czuję się osłabiona, ale nie na tyle poważnie, żeby iść na okresie próbnym na l4...
(ale piłeczki oczywiście już dawno wysłane
)A teraz konkrety, niestety nie za dobre

Max w poniedziałek został zaszczepiony.
We wtorek rano wymiotował, ale to chyba chwilowe przejedzenie - jednorazowy incydent.
Fizycznie jest zdrowy, ale jest problem z jego psychiką
Nie wiem, co mam zrobić
I mam dziwnie złe przeczucie, że będzie musiał zostać jedynakiem....
Wygląda to tak, że najpierw był wystraszony całą sytuacją, ale chciał na kolana, itp. Zdażało mu się zaatakować rękę, złapać łapami i np zacząć gryźć, ale było to incydentalnie, zwaliłam to na kark stresu, jajek, itp.
Ale od kastracji minęły prawie 2 tygodnie, a takie napady się nasilają.
Gdy czuje za drzwiami inne koty to warczy, szczeka, i atakuje bez powodu...
Chciałyśmy go wypuścić (przynajmniej na jakiś czas, nawet gdyby był jeszcze zamykany gdy wychodzimy, itp), ale nie musiałby siedzieć w łazience), ale jak na razie to nierealne...
Gdy wymknął się między nogami z łazienki od razu zaatakował Guree'ego....
Nie pozwalał się nam złapać, atakował nas, syczał, warczał i walił na oślep łapami.
Jeśli nie czuje innych kotów zachowuje się ok, pozwolił sobie obciąć pazurki, chce być głaskany, ale wystarczy że któryś przejdzie za drzwiami, to obrót o 180 stopni... czasem atakuje nas, ręce, nogi, atakowanie powietrza też mu się zdażało...
Wczoraj mama założyła mu szeleczki i zostawiła uchylone drzwi do łazienki - rezydenci trzymali się z daleka, przynajmniej początkowo...
Po chwili przyszedł Beeju - zwiał wystraszony pod łóżko, i nadal widać, że się boi. Natalia trzymała się na dystans, przyszedł Guree... ten mój kochany maskotek po operacji biodra.. (choć fakt faktem, to on w tym domu dominuje...) - nim zdążyłyśmy dobiec (parę m...) w powietrzu fruwało rude i bure futro w sporych ilościach, ktoś zaczął sikać (wywnioskowane w kałurzy kociego moczu w miejscu bitwy... i mokrych kotach... bardziej mokry był Max), wrzask jakby kogoś ze skóry obdzierali... rozdzieliłyśmy ich (wyglądało bardzo ostro, a Guree po operacji...)
Max potem przez dość dlugi czas w łazience atakował powietrze....
Dzisiaj rano zwiał mojej mamie gdy wychodziła z łazienki, i nie chciał wejść - inne koty odizolowałyśmy (tzn Guree'ego dałam na łóżko i poprosiłam, żeby się nie mieszał - zadziałało....), a myśmy postanowiły złapać Maxa - skutek - pokrwawione moje ręce które wyciągnęłam w jego stronę, potem moja mama dostała w pudełko (trzymała pudełko z suchą karmą) i też rękę... nie dał się złapać, a że obie musiałyśmy wyjść postraszyłam go poduszką i wypłoszyłam do łazienki

- wiem, że to zły sposób, ale musiałbyśmy wyjść :/
Nie wiem, co dalej - czy krople Bacha (choć wiadomo, że nie będzie efektu od razu...) albo coś w tym stylu może pomóc? Może Feliway? (aczkolwiek nie mam, więc chwilowo nie wchodzi w grę... :/ )
Doc stwierdził, że to jeszcze hormony i że mu przejdzie, ale od paru dni zamiast się uspakajać agresja się nasila, zwłaszcza w stosunku do nas.... :/
Ma ktoś jakiś pomysł?
Bo opcja zostawienia ich żeby załatwili to między sobą nie wchodzi w grę - nie zaryzykuję kolejnego urazu u Guree'ego itp.....