Szałwia - ale psiejsko czarodziejsko. Oby tylko Bajeczka zdecydowała ostatecznie, że jednak jest grzecznym koteczkiem.
Kocia Lady - jedzonko dla kiciów czeka na Białostoczku.
Magdulka pisze:A tak z innej beczki - myślałam,że po kastracji Płomyś trochę się uspokoi, no ale się nie uspokoił...dalej włazi gdzie chce i złazi kiedy chce...i ten galop nocny..achhh
Troszkę się uspokoi. Daj mu szansę

Hormony muszą mu troszkę opaść
Wczoraj zrozumiałam w pełni, że niektórzy mogą być zbulwersowani tym, że znaleźli kotka

Wróciłam sobie z pracy o 18. Biegusiem pakowanie zapasu antyrobaków,kropli do oczu, unidoxów, aparatu foto (i przenośnej piły mechanicznej....- no, może trochę przesadziłam

) bo zaplanowane 4 sesje foto na różnych końcach świata. W biegu otwieram drzwi do mieszkania a tu .... wparowuje
MARCHEWKA W KSZTAŁCIE KOTA. i radośnie pomiaukując biegnie PROSTO DO MISKI
No cóż, pewnie miny inteligentnej nie miałam, ale pocieszam się, że moje koty, łącznie z Syfkiem też zamurowało

Marchewka zjadła kilka chrupek, skoczyla do kuwetki i legła na środku łazienki każąc się głaskać
Zamknęłam łazienkę (przywiązując wcześniej Nokię do kaloryfera 8 coby bezczelnego gościa nie zabiła i przebiegłam się po sąsiadach. Bez większych nadziei, bo raczej znam wszystkie koty na klatce. oczywiście nikt się nie przyznał

A ja nawet transportera nie miałam bo wszystko w ludziach po mruczeniu. Pożyczyłam koszyk sąsiadów, rudego w koszyk i do Szałwii

Oto Marchewka:

;

Potem na szczęście już było mniej emocjonująco
Odwiedziłam śliczną szylkretkę w lecznicy na Sikorskiego. Kicia fajniutka - pół ryjka rude, pół czarne. Ślicznotka. Troszkę zamglone jedno oczko, ale kwestia cierpliwości i kropelek. To ostatnia kicia z pakietu białasków które waletowały u Moni. Pozostaje mieć nadzieję, że karmicielka w końcu złapie kocice i będzie spokój. Niby nie ma nic przeciwko. Ale z drugiej strony jak rozmawiałam z
dafney - może być ciężko. pani niby miła i obiecuje, ale może być różnie... Oto koci Frankestein - kota zszyta z 2 kotów


;

Odwiedziłam miła pania Marysię na Konduktorskiej. Złowiła 2 pakiety dzikotków - 2 szaraczki młodsze i pakiet "full kolor"- czyli rudaska, szylkretkę i biało - rudego. Syfki młodsze pomieszkują u karmicielki. U niej w naszej klatce waletują kolorki (z czego rudy WYBITNIE nie ma ochoty na bliższe kontakty z człowiekiem) W weekend mają nadzieję na urlop u Uli 1969ak bo pani Marysia wybywa na 2 dni a szkoda, żeby siedziały same przez ten czas.
W młodszym pakiecie jest śliczny kotuś - taki koci Husky. Ale oczęta chore. Tj mocno zamglone i mocno wysunięta 3 powieka. ALe kochany - takie tulidełko, mruczydełko. W lecznicy pierwszego dnia powiedziano, że trzeba go uśpić bo "ma objawy neurologiczne" i pewnie nie będzie widział. Dziewczyna pytała co robić...Ale 2 dni dexometazonu czynią cuda, oczka coraz bardziej przejrzyste, przestał potrząsać łebkiem (miał mocny świerzb) Oby mu się udało znaleźć dobre miejsce...
Pakiet dzieciaków:

;

Pakiet starszaków:

Szybka wizyta na Białostoczku, potem odebranie transportera od Dymka. Dymek siedział swojej nowej pani na ramieniu i powiedział, żebym przekazała Syfu-Harysiowi, że chętnie by mu spuścił bęcki. Tak dla zasady oczywiście
Kolejna wizyta to klasyczna melina - ech, było już ok 22 więc mój entuzjazm był mizerniutki... sprawa skomplikowana i nieciekawa niestety. To mieszkanie, w którym urodziły się Rudzik i Krówka Czarnulki. potem babka wysterylizowała kotkę (bo inaczej oczywiście byśmy maluchów nie wystawili) O to, żeby zająć się tą sprawą prosiła jej sąsiadka (to taka charakterystyczna krótko ostrzyżona pani, która była pod koniec mruczenia ze zdjeciami kotów i kartką na szyi). Potem ta sąsiadka prosiła o znalezienie domu też dorosłym kotom, bo pani ma syna alkoholika który pod nieobecność matki zupełnie się nimi nie zajmuje.
I może nawet coś by się znalazło ale uparła się, że koty MUSZĄ IŚC DO NOWEGO DOMU RAZEM. Tłumaczyłam jej jak mogłam, że w naszej karierze nie zdarzyło się, żeby ktoś wział 3 dorosłe koty. Dwa to może jeszcze ( a i to raczej kociaki młodziaki) a nie dorosłe.
Nie dała się przekonać ....
A teraz płacz - opiekunka kotów zmarła w piątek. I syn oczywiście się kotami nie zajmuje. Chodzą tam z inną sąsiadką, karmią i sprzątają.
Sęk w tym, że koty są dzikie. Tj pewnie dla opiekunki były miłe, ale obcych strasznie się boją. Zostałam powitana eleganckim warczeniem z parskaniem i próbą pożarcia ręki (to kotka) 2 kocurki raczej przestraszone - ale... jeden ma 6 lat, niekastrowany. Drugi 2 lata, też niekastrowany. Z tego to może jeszcze będą koty bo jest miły...ale co z pozostałymi to nie ma pomysłu...Pani z niezachwianym optymizmem twierdzi, że "one sie oswoją" taaa... tylko skoro miały na to 6 lat i się nie oswoiły to czarno to widzę. Na podwórko - agroturystykę tez nie bardzo, mają za słabe futro. Tak to jest, jak ktoś chce przedobrzyć....

;


Potem z dusza na ramieniu udałam się do pani Kasi na jurowiecką (wiecie, mamusia mnie uczyła że po 22 to już się raczej ludziom nie przeszkadza

). Pani Kasia była na Mruczeniu z Bianco a potem zastąpiła Janię przy potrząsaniu puszką. NO i nie zdążyła wrócić do domu a już do jej klatki przeniknął przemiły prawie- bengalek - pseudo Brzunio

Brzunio pomimo późnej pory tryskał energią i optymizmem.

Dziś na sklepie znalazłam ogłoszenie, że Rudzik jest poszukiwany. uff

Zgubił się wczoraj kilkanaście bloków dalej . Zastanawia mnie jednak dlaczego stawił się akurat pod MOIMI drzwiami. Było to oczywiście z jego strony w pełni profesjonalne działanie (zawsze wierzyłam w kocią inteligencję

) Ale co - nie wiedział jak wrócić do domu, popytał ziomali, dostał w łapkę adres i przyszedł?

No jeśli tak, to respekt
Ula robiła dziś za kocie taxi dla Brzunia (pewnie Madzia jakoś go nazwie, ale nie mogłam się powstrzymać bo z kilkunastu zdjęć które zrobiłam na większości był śliczny koci BRZUNIO

)

No i w lecznicy na Wesołej waletuje jakieś maleństwo z ogonkiem do amputacji

Jutro będzie wiadomo, czy ogonek zostanie czy trzeba ciachnąć. Potem zamieszka u Ludwiki i Krecika
