

Ja swoje zwierzątka karmię w zasadzie czym popadnie (np. tzw. "koci gulasz" - wszystkie możliwe wołowe (!!) podroby + wołowe mięsko, pokrojone na niewielkie, ale nie mikroskopijne (!!) kawałki, przemrożone lecz NIE gotowane), z rzadka tylko uzupełniając dietę karmami dedykowanymi (popiół wbrew pozorom jest WAŻNY), no i rzecz jasna micha z suchym dostępna 24h. Dodatkowo ryba, gotowany drób, surowe żółtko, trochę pochodnych mleka (sery białe, jogurty) i to, co chcą jeść. Np. kanapki (!!). Ostatnio dałem kociętom kanapki z pasztetem, pokrojone w drobną kostkę. Nie było reklamacji.
Chwilowo, póki moje bobasy są małe, nie omieszkam dać puszki, ale nie super-exclusive-wypas-miodzio, tylko np. Doglandu czy Darlinga (firma Friskies). Czasem dostają ORYGINALNEGO Whiskasa, ale nie za często.
Tyle "moim zdaniem".
P.S. Nie odbierajcie kotom rozkoszy "upolowania" kawałka wątróbki, a następnie rozszarpywania ząbeczkami przed połknięciem ! Jedzenie zmielonego mięska lub też "pasztetowej" w konsystencji karmy przez 100% czasu to chyba nienajlepszy pomysł...? A zauwazyłem, że dużo firm (jeśli nie 90%) swe karmy robi a'la konserwa turystyczna zmielona dwukrotnie.
