» Sob sty 01, 2011 23:44
ostatnie wieści o Regisie
nie wiem czy ktoś jeszcze czasem zagląda do tego wątku, ale gdyby to muszę Wam coś powiedzieć.
Regis w poniedziałek przed samymi świętami Bożego Narodzenia przeszedł za Tęczowy Most. Od połowy sierpnia prowadziliśmy nierówną walkę z chorobą. Bardzo nierówną, bo Regiś był ciężkim pacjentem i zrobienie zastrzyku to była praca dla trzech osób. Zaczęło się od niewinnej ranki w nosie, która nie chciała się goić, potem doszłu rany na łapach, codzienne wizyty w lecznicy, zastrzyki ze sterydów i antybiotyków. Niewiele jadł. Robiliśmy badania wycinków powstałych ran, byliśmy nawet u prof. Lechowskiego z podejrzeniem raka płaskonabłonkowego. Po wizycie zaświtała odrobina nadziei stwierdził, że sprawa jest autoimmunologiczna, kolejne leki...na początku grudnia w oku pojawił sie niewielki wylew, wylądowaliśmy w przychodni dr. Garncarza. Regisiek już wtedy był słaby, zakraplanie trzy razy dziennie po trzy rodzaje kropel to był srtes i dla mnie i dla niego, tym bardziej, że był wymęczony chorobą. W piątek rano, oko było całe zalane krwią, a wieczorem miał już kłopoty z chodzeniem. Noe mogłam uzyskać żadnej porady u lekarki od Garncarza więc w sobotę byliśmy w lecznicy na Białobrzeskiej, padło podejrzenie FIPa, odrazu dostał kolejny antybiotyk, w niedzielę kolejny zastrzyk, już nie mógł sam siedzieć, w poniedziałek mieliśmy zrobić jeszcze badania w kierunki FIP, ale rano już nie był w stanie nawet przewrócić się z jednego boku na drugi, leżał w jednej pozycji. Leki nie działały w ogóle, a Regisiek słabł z minuty na minutę. Nie można go było wziąć na ręce, bo się z nich wyślizgiwał i widać było, że sprawia mu to ból. Wspólnie dr. Jagielską podjęliśmy decyzję o tym, żeby go uśpić. Myślę, że dla niej ta decyzja była tak samo trudna jad dla mnie bo tylko dzięki jej staraniom udawało sie przez tak długo mu pomagać jako tako funkcjonować. Każde odstawienie leków na jeden dzień powodowało gwaltowne pogorszenie. Strasznie za nim tęsknię....