Coś mi się już chyba na stałe przyczepiło do kolan..

Jak tylko pojawię się w pokoju, to malutka włazi mi na kolana i nie ma siły, żeby ją stamtąd ruszyć..
Śpi, myje się, mizia, mruczy, bawi.. wszystko na moich kolanach..
Zniknęła też połowa zawartości szaszetki conva..

To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu..
A popatrzcie - i piątek i 13 i jeszcze na dodatek listopad..

A mnie świeci słońce..

Co z tego, że mieszkanie do sprzątnięcia, że pranie z kilku dni leży odłogiem, że od kilku dni chodzę bez makijażu i z rozczochanym łbem..

To wszystko pryszcz..
Najważniejsze, że Daisy zdrowieje..

Teraz muszę chyba nabyć gdzieś virkon..
A w poniedziałek będę miała na trochę pożyczoną lampę uv..
No i dzisiaj zabieram się za wstępne rozliczenie wpływów i wydatków na Daisy..
Ale pozwólcie, że przedtem troszkę to wszystko odeśpię..
